Rok temu przygarnęliśmy małego, łaciatego kundelka. Zauważyliśmy go przypadkiem będąc u pewnego rolnika. Fado siedział pomiędzy balotami słomy, pośrodku zaniedbanego podwórza i patrzył na nas z taką ciekawością, że się uśmiechnęłam. Kiedy ukucnęłam, powoli przyczłapał, jakby chciał zapytać, czy może mi zaufać, a potem z tej radości zrobił siku nieopodal moich butów. Od tamtej chwili jest z nami i broi jak niejdeno psie dziecko. W psim przeliczniku ma już siedem lat, jest z niego niezły huncwot, wszędzie go pełno, ale i tak wciąż najbardziej lubi przytulasy i swój wymemłany kocyk. Może właśnie dlatego „Latający Malczik i królestwo ptaków” tak bardzo do mnie trafił, że przeczytaliśmy tę książkę wszyscy.
Ale dziś nie o Fadeuszu, a o tytułowym Malcziku, który jest rudym kundelkiem o sercu większym niż on sam. Choć kocha miękkie poduszeczki i cieplutki sweterek, potrafi stanąć oko w oko ze światem, by pomóc innym i znaleźć własne miejsce w życiu. Spotkanie z Mamą Kurą i jej barwnym pisklęciem prowadzi go w głąb magicznej przygody, pełnej czułości, humoru i mądrości.
Piękna ta pieska opowieść Pauliny i choć napisana dla dzieci, to porusza również dorosłych (wiem coś o tym, wszak przerabiałam na własnych dorosłych). To baśń o przyjaźni, dorastaniu i empatii, a także o tym, że dobro zaczyna się od małych gestów. Nie uratujemy całego świata, ale możemy odmienić los choć jednego stworzenia, na przykład psa, ptaka, kota, choć jednej istoty, która potrzebuje troski.
To taka książka pełna serca, ale też ucząca pokory, której tak często w życiu brakuje. Opowiada również o tym, że warto być dobrym nie dlatego, że świat jest idealny, ale właśnie dlatego, że często taki nie jest. Polecam ją wszystkim, i małym i dużym czytelnikom, boo świat Malczika jest kolorowy i piękny jak on sam.

Komentarze
Prześlij komentarz