Przejdź do głównej zawartości

Paulina Młynarska-Hume — Malczik i królestwo ptaków

Rok temu przygarnęliśmy małego, łaciatego kundelka. Zauważyliśmy go przypadkiem będąc u pewnego rolnika. Fado siedział pomiędzy balotami słomy, pośrodku zaniedbanego podwórza i patrzył na nas z taką ciekawością, że się uśmiechnęłam. Kiedy ukucnęłam, powoli przyczłapał, jakby chciał zapytać, czy może mi zaufać, a potem z tej radości zrobił siku nieopodal moich butów. Od tamtej chwili jest z nami i broi jak niejdeno psie dziecko. W psim przeliczniku ma już siedem lat, jest z niego niezły huncwot, wszędzie go pełno, ale i tak wciąż najbardziej lubi przytulasy i swój wymemłany kocyk. Może właśnie dlatego „Latający Malczik i królestwo ptaków” tak bardzo do mnie trafił, że przeczytaliśmy tę książkę wszyscy. 



Ale dziś nie o Fadeuszu, a o tytułowym Malcziku, który jest rudym kundelkiem o sercu większym niż on sam. Choć kocha miękkie poduszeczki i cieplutki sweterek, potrafi stanąć oko w oko ze światem, by pomóc innym i znaleźć własne miejsce w życiu. Spotkanie z Mamą Kurą i jej barwnym pisklęciem prowadzi go w głąb magicznej przygody, pełnej czułości, humoru i mądrości.

Piękna ta pieska opowieść Pauliny i choć napisana dla dzieci, to porusza również dorosłych (wiem coś o tym, wszak przerabiałam na własnych dorosłych). To baśń o przyjaźni, dorastaniu i empatii, a także o tym, że dobro zaczyna się od małych gestów. Nie uratujemy całego świata, ale możemy odmienić los choć jednego stworzenia, na przykład psa, ptaka, kota, choć jednej istoty, która potrzebuje troski.

To taka książka pełna serca, ale też ucząca pokory, której tak często w życiu brakuje. Opowiada również o tym, że warto być dobrym nie dlatego, że świat jest idealny, ale właśnie dlatego, że często taki nie jest.  Polecam ją wszystkim, i małym i dużym czytelnikom, boo świat Malczika jest kolorowy i piękny jak on sam.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...