Przejdź do głównej zawartości

Tomasz Kamiński – Polowanie

 W trakcie czytania tej książki, miałam tyle myśli, że powinnam je była zapisywać. Po skończonej lekturze, stwierdziłam krótko: WOW! I choć lubię mówić o przeczytanej książce i zwracać uwagę na pewne niuanse, to wtedy, tylko te trzy litery były w stanie określić mój zachwyt nad tytułem. Teraz, kiedy trochę ochłonęłam, mogę napisać więcej.

Obraz Sethos z pixabay

Fabuła nie jest zbyt skomplikowana, acz dość oryginalna i zwiastująca kolejne tomy. Rzecz dzieje się na bagniskach zajętych przez ludzi. W osadzie panuje dziwna hierarchia, która utrzymuje w ryzach durnych mieszkańców. Nad wioską czuwa wójt samozwaniec z bandą orków przy boku i swego rodzaju wiedźma, którą obdarzono ogromnym zaufaniem. Ludzie żyją w tym przepełnionym przemocą i gusłami świecie, funkcjonując tak, jak nakazuje władza i wierzenia, przymykając oko na ginące dzieci i bojąc się potworów z bagien. Do wioski przybywa zakonnik, zwany Wstęgą – były mieszkaniec osady, który szybko orientuje się w sytuacji miejscowych i postanawia wyrwać ze szponów potwora, wcześniej porwanego chłopca.

Ta książka na pewno była pierwszym tomem jakiegoś cyklu. Wprowadzenie czytelnika w nowe fantastyczne uniwersum, odbyło się bezboleśnie i niezauważalnie. A dlaczego? Ano dlatego, że napisana jest tak płynnie i lotnie, że trudno przestać czytać. Litery same pchają się przed oczy i nie ma możliwości, by pominąć jakikolwiek ustęp tekstu. A, że autor popełnił opisy z gracją i w ładnym stylu, to czytanie sprawia autentyczną przyjemność.

Nawiązania do wierzeń słowiańskich, mnogość przeróżnych stworów, gusła i zabobony aż wylewają się z kart tej powieści, tworząc swego rodzaju niepokojący spektakl teatralny, wypchany po brzegi obsadą. To pomieszanie różnych kreatur, literackie, potworne hybrydy, są tak ważne, jak główni bohaterowie. W tej książce dzieje się magia. Dosłownie, bo otacza szczelnie wszystkie miejsca i służy też głównym postaciom, ale i w przenośni, bo czaruje czytelnika. A to już jest sztuka i wymaga talentu, którym Tomasz Kamiński właśnie zalśnił niczym magiczna wstęga na piersi Kadriana.

Autor wniósł do polskiego fantasy powiew świeżości. Wymyślił i przelał na papier niedoskonały, wręcz cuchnący obłudą świat, w którym walka ze złem nie jest prosta, a wybory głównych bohaterów mogą zaważyć nie tylko na ich życiu, ale też wpłynąć na innych. 

Bohaterów skonstruował pysznie, choć siermiężnie. Mamy, tu i bogobojnego idealistę Kadriana, i ostrożną, ale pełną werwy Isserę oraz mojego ulubionego, przypominającego mi nieco Ogara z GOT Zankelda. Nie mogę też zapomnieć o chłopcu porwanym przez potwora. Te dwie postaci są jeszcze owiane tajemnicą, ale już nie mogę się doczekać jaką rolę odegrają w dalszej części przygód.

Wspaniała to była uczta czytelnicza i interesująca nad wyraz. Czytajcie, drodzy miłośnicy fantastyki, bo to naprawdę kapitalna lektura!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...