Przejdź do głównej zawartości

Mikołaj Górski – Kachna

 To mogła być sztampowa i zwyczajna powieść obyczajowa, jeśliby ją skonstruować tak jak większość dostępnych na rynku. W przypadku tej książki, zastosowano jednak formę pamiętnika, co spowodowało, że nabrała sznytu i oryginalności, co potwierdza moją teorię, że nawet najbanalniejsze opowieści można przekazać tak, by chciało się je czytać.

Zdj. David Mark z Pixabay


Tytułowa bohaterka jest młodą kobietą z okropną przeszłością. Źle traktowana przez ojca, popada w coraz to gorsze tarapaty, trafia w końcu na człowieka, z którym egzystuje, do czasu, kiedy ten oddaje ją tajemniczemu mężczyźnie za skrzynkę piwa. Od tego momentu, zaczyna się zdrowienie Kachny, a czytelnik zagłębia się w jej proces zdrowienia.

Dzięki temu, że powieść napisano w formie pamiętnika, czytelnik jest w stanie dowiedzieć się wielu rzeczy o głównej bohaterce z jej perspektywy. Zauważa kolejno bunt, stany lękowe, głęboką depresję, a nawet podjęcie próby samobójczej. Nie ma tu owijania w bawełnę, kwiecistych zwrotów i zawoalowanych powodów. Są fakty. Suche, proste w przekazie i ważne. Wskazują jednoznacznie na to, w jakim stanie emocjonalnym jest dziewczyna i czy jest jeszcze dla niej cień nadziei na lepsze życie.

Cały proces powrotu do tzw. normalności, odbywa się w niewielkiej osadzie, położonej gdzieś w lesie. W miejscu, które stworzył założyciel. Żeby móc tam zamieszkać, należy przejść swego rodzaju casting na mieszkańca. W tym niemal idyllicznym miejscu, ludzie odnoszą się do siebie z szacunkiem, wszyscy są równi, nie ma tu podziałów. Jest za to wzajemne zrozumienie i bezinteresowna pomoc. Jest to miejsce odpowiednie do odzyskania spokoju duszy i odnalezienia miłości.

Przyjemnie czytało mi się tę książkę. Nawet czasem z zazdrością zerkałam na kolejne literki, które opisywały sielskość tej niezwykłej krainy i zgodę panującą pomiędzy mieszkańcami. I choć wiem, że takiej miejscowości nie ma, to marzyć o niej nie zabroni nikt.  I ta kraina, niemal mlekiem i miodem płynąca powinna być przykładem dla wielu, jak żyć i jakimi kierować się uczuciami by być dobrym człowiekiem.

Polecam tę dość oryginalną powieść. Niesie nadzieję, uspokaja i zwraca uwagę na to, co w życiu jest najważniejsze.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn