Przejdź do głównej zawartości

Marta H. Milewska – Mietek i skarb Wejhera

 Każdemu człowiekowi potrzeba odrobinę adrenaliny. Fajnie, jeśli można jej zasmakować w zdrowy sposób, np. grając w piłkę i pokonując przeciwną drużynę. A, co będzie, jeśli młodzież jednak łaknie przygód, a te, chcąc nie chcąc ułatwiają im zadanie? Ano, trzeba się im poddać i przeżywać je razem z przyjaciółmi.


Obraz: Monika Schróder z Pixabay

Mietek i skarb Wejhera, to  kolejna książeczka traktująca o niezwykłych perypetiach niewielkiej drużyny piłkarskiej, którą dowodzi wymagający trener, szalona babcia i na dodatek mietkowa mama, która to wyrusza wraz z drużyną do Wejherowa na turniej piłkarski. Wszystko układa się pomyślnie, do czasu, kiedy młodzież poznaje ciekawą tajemnicę skarbu Wejhera, który jak się okazuje zniknął w tajemniczych okolicznościach. Drużyna ma swoich podejrzanych i nie zawaha się przeprowadzić drobiazgowego śledztwa w tej sprawie. A z tego mogą wyniknąć same kłopoty, albo co najmniej szereg niefortunnych zdarzeń.



Przed Wami wspaniała, porywająca historia o urwisach takich, jakimi w dzieciństwie z pewnością byliście. Opowiada o poznawaniu otoczenia, dziecięcej ciekawości, rozwijaniu wyobraźni i poszukiwaniu siebie. 

Autorka w mądry sposób wskazuje problemy wieku wczesno nastoletniego,  zderza swoich bohaterów z brutalną rzeczywistością i emocjami jakie temu towarzyszą. Mam tu na myśli trudną do zaakceptowania sytuację, która dotyczy Mietka. Chłopak przeżywa miłosne zauroczenie swojej mamy, boryka się z gniewem, poczuciem niesprawiedliwości, zazdrości, ale też wielkiej opiekuńczości w stosunku do niej.

Ponadto, wskazuje różnice pomiędzy ludźmi, ale też to, że można się różnić pięknie i mimo wszystko dobrze się dogadywać. Opowiada o tym, jak zbyt szybka ocena może wprowadzić w błąd, jak być za pan brat z pokorą i przyznać się do błędów.

W tej niewielkiej książeczce znajdziecie tyle dobrego, że żal z tego nie skorzystać. Podsuńcie ją swoim dzieciakom, opowiedzcie o niej, a jeśli mi nie wierzycie – po prostu przeczytajcie ją sami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn