Przejdź do głównej zawartości

Martyna Senator – Najgłośniej krzyczy serce

 Około dziesięć procent uczniów w Polsce doświadczyło lub wkrótce doświadczy przemocy ze strony rówieśników. Część z nich nie zgłosi sprawy, będzie cierpiała w ukryciu, starając się wyprzeć potworności ze swojej nastoletniej świadomości, części uda się pomóc, ale dla niektórych będzie to problem nie do przeskoczenia, który w ostatecznym rozrachunku może skończyć się tragicznie. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że młodzież musi wiedzieć, że w każdej chwili może liczyć na wsparcie. Zapytacie więc, w jaki sposób dotrzeć do młodych ludzi? Odpowiem, że różnymi kanałami i mam tu na myśli wszelkie możliwe formy, także książkowe. I tu mam podpowiedź. Martyna Senator napisała taką książkę i warto ją młodemu człowiekowi podsunąć pod nos.

zdj: Merio z Pixabay


Niby to opowieść o nastoletnich uczniach, którzy przeżywają swoje pierwsze miłości, odkrywają się nawzajem i wspierają jak mogą. Poznają smak wspólnie przeżytych chwil, dzielą się radościami i smutkami, są ze sobą i dla siebie. Jednak nie to jest ważne w tej książce. Sens jest bardziej wymowny i dosadny, bowiem opisano tu dokładnie kolejne etapy gnębienia. Począwszy od niezdrowej fascynacji koleżanką, odrzucenie przez nią zalotów, aż do potwornych, raniących słów, ohydnych fotomontaży wrzuconych do internetu i prześmiewczych sytuacji w szkole. W tym przypadku jest to przemoc słowna i wirtualna wobec dziewczyny, która w późniejszym czasie dotknie również jej bliskich.

Ta książka przepełniona jest emocjami, mamy tu do czynienia z wachlarzem uczuć, z którymi bardzo trudno sobie poradzić. Martyna Senator szafuje nimi w lewo i w prawo nie szczędząc czytelnikowi wzruszeń, a także chwil pełnych grozy, a nawet stresu. Ta powieść to niekończący się uczuciowy  rollercoaster.

Żeby poruszyć trudny temat przemocy wśród młodzieży, a potem opisać go tak żeby się nią zainteresowała, trzeba mieć nie lada pomysł, talent i mnóstwo wyczucia. I Martyna Senator to ma. Ba! Napisała powieść wzorcową, nie pomijając ani ważnego przesłania, ani wątku fabularnego, który w tej książce wybrzmiewa niczym donośny dźwięk dzwonu.

Uczniowie muszą czuć się w szkole bezpieczni. Muszą mieć świadomość, że w każdej sytuacji ktoś im pomoże. Że to będzie reakcja natychmiastowa i bezkompromisowa. Że mogą liczyć na wsparcie i nie bagatelizowanie problemów. Niestety, nie zawsze tak jest. W części placówek nie można liczyć na pomoc, mimo obecności pedagogów i teoretycznego wsparcia nauczycieli. Ważne więc jest, by młodzież sięgnęła po pomoc tam, gdzie z pewnością nikt jej nie odmówi. Mogą to być przyjaciele, rodzice, dziadkowie, a w ostateczności telefon zaufania – 116 111.

Zajrzyjcie do tej powieści, przeczytajcie i polecajcie młodzieży!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn