Przejdź do głównej zawartości

Mika Wing – Ostatnia siostra

 Nie chcę ukrywać faktu, że do książki przekonała mnie piękna okładka. Zastanawiałam się, czy to będzie zwyczajna porcja fantasy, czy może coś z nurtu sc-fi. I po przeczytaniu stwierdziłam, że ani to, ani to. W zasadzie, trudno mi powiedzieć co to było. Dobrze, że chociaż okładka się wybroniła...



Chciałam opowiedzieć o tym, że pewne wyjątkowe siostry rozpierzchły się w czasie i przestrzeni i jedna z nich usiłuje je wszystkie odnaleźć, angażując do tego wszystkie potrzebne środki i... przy okazji męczy czytelnika.

Ilość informacji pojawiających się w książce, jest tak duża, że momentami nie sposób się połapać. Mnóstwo nowych bohaterów, mnogość wątków i co chwilę zmieniające się otoczenie, powodują, że do opowieści wkrada się chaos. Nie ma tu ujednoliconych faktów, jakichś odnośników co do ram czasowych i przestrzennych. Tu wszystko dzieje się wszędzie i nigdzie. I człowiek się gubi, potem się nudzi, a potem doczytuje tę książkę do końca, bo przecież honor nie pozwala, by ją odłożyć i w koniec końców żałuje. Żałuje tego, że mogło być to coś wspaniałego, ale gdzieś się wszystko rozjechało.

Nie można zarzucić autorce braku wyobraźni. O, z całą stanowczością ją ma, i dobrze jej tam w głowie buzuje. Pomysł był dobry, niesztampowy i dość oryginalny, ale czegoś zabrakło w wykończeniu, dosmaczeniu, czy też literackiemu doprawieniu. Wyszło to trochę ciężkostrawne i sprawiało wrażenie przerostu formy nad treścią.

No i smutno mi z tego powodu, bo bardzo lubię fantasy i chętnie po nie sięgam. Teraz zrobię sobie jednak  przerwę, bo ta książka niestety będzie mi się odbijała czkawką.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...