Przejdź do głównej zawartości

Adam Faber – Dom wiedźm

Na takie uniwersa czeka się z niecierpliwością! Mówi się, że tego rodzaju fantastyka przeznaczona jest dla młodzieży, która buja w obłokach i jeszcze niezbyt twardo stąpa po ziemi. Śmiem ten argument wysłać w kosmos i powiedzieć – NIE WIERZCIE W TO! W każdym z nas tkwi coś z dziecka i o magicznych przygodach lubimy czytać bez względu na wiek.

zdj.Anya z Pixabay


 Niby senne i spokojne miasteczko Finfolk, a jednak magia jest w nim obecna. Na ile jest silna i jak w tym nowym otoczeniu poradzi sobie March, którą poznaliśmy w pierwszym tomie, co wspólnego z tym całym bałaganem ma Callen i jaką rolę odgrywa tu mówiący kot Piątek? O tym dowiecie się z książki, a ja Wam opowiem o tym, jak ją się czyta i dlaczego należy uważać.

Wiedzieć Wam trzeba, że jest to drugi tom powieści. Nie jest to osobna historia, więc musicie zacząć od Miasta snów. Jestem jednak przekonana, że nie stworzy to żadnego problemu, gdyż ta opowieść pochłania bez reszty. Adam Faber napisał to tak ładnie i drobiazgowo, że nie ma sensu szukać tu potknięć. Każdy element fabuły dopracował pieczołowicie i z wielką starannością. I choć zarzucano autorowi, że pierwszą część poprowadził gorzej, to ja tak nie uważam. Tom pierwszy był wprowadzeniem, historia dopiero się rozpoczyna, bohaterowie ewoluują, a ostateczna walka dopiero przed czytelnikiem.

Mamy tu doskonale wymyślony świat, drobiazgową i oryginalną historię Ferów, wielowątkową opowieść przygodową łączącą w sobie i miłość i nienawiść, a także niesztampową, wielopoziomową relację międzyludzką i... zwierzęcą. Być może kot Piątek nieco przypomina gadającego Salema z serialu Sabrina, nastoletnia czarownica i ten książkowy dom może wydawać się podobny do tego serialowego, ale nie jest to wada. Ba, pomaga wyobrazić sobie to i owo.

Bohaterowie są fajni, nieprzejaskrawieni i nieidealni. Każdy niesie swój plecak doświadczeń, popełnia błędy i dąży do celu. Postaci bardzo ludzkie i jak to w życiu bywa, czasem nieco irytujące. 

Polecam tę niezwykła historię fanom fantasy, osobom lubiącym magię oraz tym, którzy robią dobry pożytek z wyobraźni.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn