Przejdź do głównej zawartości

Adam Studziński – Czwarta władza szóstej B

 Przyszło nam żyć w szalonych czasach, w których głównym środkiem masowego przekazu są media telewizyjne i internetowe. W dobie potężnego rozwoju technologicznego i natłoku informacji z jakim mamy do czynienia na co dzień, bardzo trudno jest odróżnić ziarna od plew i wybrać wiadomości, które byłyby wartościowe. Ba, coraz trudniej przeczytać lub obejrzeć rzetelny reportaż. W tym ogromnym, informacyjnym tyglu, przyda się rozum i pewna życiowa mądrość, którą nazywamy możliwością logicznego myślenia.

Gerd Altman z Pixabay


Adam Studziński napisał książkę nie tylko dla młodzieży, ale też rodziców, którzy bardzo często nie mają pojęcia co dzieje się z ich dziećmi. Mamy tu opowieść o szóstoklasistach, którzy oprócz zwykłych, szkolnych obowiązków, biorą udział w ciekawym projekcie. Ich zadaniem jest pisanie tekstów, moderowanie i wstawianie treści na szkolny portal informacyjny. Coś na kształt szkolnej gazetki, którą rodzice z pewnością pamiętają i miło wspominają. Sprawy wymykają się spod kontroli w momencie, kiedy nauczycielka prowadząca, trafia na zwolnienie chorobowe, a dzieciaki pozostawiono bez nadzoru. Chłopak, który jest nowym uczniem w szkole, wpada na pomysł jak szybko i skutecznie podnieść zasięgi portalu. I tak zaczyna się proces manipulacji czytelnikami, który w skutkach może być bardzo tragiczny.



W tej niewielkiej książeczce, autor zawarł tyle mądrych treści, że niemal stanowi swego rodzaju podręcznik nauk o nowoczesnych mediach. Dowiemy się jak duży wpływ na ludzi stanowi krótki, niekoniecznie mądry tytuł, krzywdzący, naginający prawdę artykuł i jak mocno krzywdzą zmanipulowane artykuły.

Pod płaszczykiem fajnej, szkolnej opowieści o uczniach, kryje się mądra i wzorowa wręcz powieść o tym, co jest w życiu ważne i na co zwracać uwagę we współczesnym świecie.

Polecam i młodzieży i dorosłym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...