Przejdź do głównej zawartości

Meg Jay – Supernormalsi

Meg Jay – psycholożka kliniczna, która postanowiła podzielić się z czytelnikami tym, na czym zna się najbardziej. Opowiada historię kilku osób, być może swoich pacjentów, którzy niegdyś przeżyli różne traumy. Na ich przykładach omawia problem, powolny, bolesny proces zdrowienia i życie w "normalnym" świecie.



To nie jest podręcznik medyczny, (pomimo wielu badań i statystyk w niej zawartych) który zarzuca czytelnika mnóstwem naukowego żargonu. To napisana w bardzo przystępny i prosty sposób książka o problemach współczesnych ludzi. 

Łatwo można utożsamić się z niektórymi bohaterami, albo częścią osobowości każdego z nich, ponieważ w wielu przypadkach znajdujemy wspólny mianownik. I mimo, że każda opowieść jest różna, problemy mniej lub bardziej złożone, to jednak znajdą się tam elementy wspólne. 

To, co dzieje się w dzieciństwie ma duży wpływ na to kim stajemy się jako dorośli. Jak pragniemy być postrzegani i wreszcie jak pewne sytuacje sprzed lat wpływają na nasze życie rodzinne. Często okazuje się, że dopiero po terapii zdajemy sobie sprawę z tego, że zakładamy maski, nie jesteśmy takimi ludźmi jak nam się wydaje, a problemy o których już nie myślimy, tkwią w naszych głowach tak głęboko, że działają na naszą podświadomość. Jesteśmy niewolnikami nieprzerobionych problemów, które nawarstwiają się przez lata. Nie oznacza to jednak, że dla takiej osoby nie ma miejsca w "normalnym" otoczeniu. Wszystko jest do zrobienia, z tym, że  trzeba to obkupić ciężką pracą, łzami, pogodzeniem się ze wszystkimi sprawami i wybaczeniem sobie.

Trzeba przyznać, że nie jest to książka sensu stricte naukowa. Autorka przygotowała ją w taki sposób, że każdy ją zrozumie i każdy wyciągnie z niej własne wnioski. Historie w niej opisane to jedynie wierzchołek góry lodowej. Autorka zdaje sobie z tego sprawę, ale dzięki treści w niej zawartej namawia czytelnika do myślenia i być może skłania do wizyty u psychoterapeuty.

Bardzo wartościowa, potrzebna pozycja dla wszystkich.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...