Przejdź do głównej zawartości

Monika Wojciechowska – Rodzeństwo

 To, co przyszło mi do głowy tuż po odłożeniu tej książki to przebodźcowanie. Ładunek emocjonalny, który towarzyszył tej lekturze, osiągnął punkt kulminacyjny tuż przed momentem spojrzenia na ostatnią kropkę. Roztrzaskał mnie wewnętrznie do tego stopnia, że zanim zasiadłam do pisania, musiałam nieco odpocząć i poukładać sobie pewne rzeczy.



Wydawać by się mogło, że to rodzinna opowieść o miłości. O wyjątkowej więzi łączącej siostrę i brata. O niewidzialnej nici, dzięki której porozumiewają się bez słów, podświadomie wyczuwają  swoje potrzeby i starają się być razem zawsze. Nawet wtedy, kiedy sytuacja daleka jest od szeroko przyjętych norm społecznych. 

Historia rozpoczyna się z początkiem lat dziewięćdziesiątych na jednym z warszawskich osiedli. Raczkująca polska demokracja, wwiercający się jeszcze w nozdrza zapach zatęchłego komunizmu i rodzina, która wyróżnia się na tle szarego społeczeństwa. Przedstawiciele polskiej inteligencji, liberalizmu i światopoglądu, który mierzi pozostałe jednostki społeczne. Ludzie zupełnie niepasujący do obrazka-łatki, przyklejonego polskiej rodzinie. Matka-feministka, wspaniale rozwijająca się w swojej pracy, ojciec-karierowicz, który doskonale poznał smak zachodniego życia oraz ich dzieci. Sandra i Albert, dwoje skrajnie różnych osobowości, które wychowują się w domu pełnym ludzi, artystów, demagogów, ludzi światłych. Nieobce są im zakrapiane imprezy, długie dysputy ideologiczne i cielesne wyzwolenie, któremu z ogromną przyjemnością oddają się goście.

Dawno nie czytałam tak złożonej i skomplikowanej powieści, która wysyła w stronę czytelnika szereg bolesnych i trudnych do zaakceptowania sygnałów, powodujących, że mechanizm zadawania sobie pytań rusza z pełną mocą i tłucze się niebezpiecznie po głowie tak długo, aż uzyska odpowiedź na wszystkie męczące pytania.

W tej książce wszystko krzyczy. Każdy fragment o miłości rodzicielskiej, o więzi rodzinnej i wspólnie spędzanym czasie. Tu czytelnik sam musi dojść do pewnych wniosków. Sam musi się zorientować, w którym momencie rodzice popełnili błąd i rodzina nowoczesna, z określonymi poglądami i jasną sytuacja materialną, staje się tworem patologicznym, który odciśnie się piętnem w dorosłym życiu Sandry i Alberta.

To czytelnik musi wydedukować, czy dałoby się uniknąć tych trudnych do wypowiedzenia emocji i działań, tych destrukcyjnych decyzji, które zostały podjęte niewłaściwie i potem wlekły się za bohaterami całe życie, nie pozwalając odetchnąć pełną piersią.

"Rodzeństwo" jest niezwykle ważną i wartościową powieścią. Skomplikowaną i poplątaną tak bardzo, że trudno się od niej uwolnić. Jest ważnym głosem w trudnej sprawie! To pozycja obowiązkowa, skłąniająca do dłuższych dywagacji i rozmów. Serdecznie polecam.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn