Przejdź do głównej zawartości

Bernardine Evaristo – Manifest

 Bernardine Evaristo. Córka Angielki i Nigeryjczyka. Tak zwane środkowe dziecko wśród ośmiorga latorośli. Niedoszła aktorka, wybitna pisarka, profesorka, prezeska Królewskiego Towarzystwa Literackiego, a przede wszystkim kobieta. Kobieta, która kocha, popełnia błędy jak inni, cieszy się ze zwykłych rzeczy i żyje. Ale jak żyje! I o tym ten manifest, który tak naprawdę jest wspaniałą i pochłaniającą biografią.



"Manifest" to jedna z tych książek, które czyta się jednym tchem. Jest jak opowieść wieloletniej, dawno niewidzianej przyjaciółki, która przy lampce wina stara się opowiedzieć swoje życie. I robi to z wielką gracją, plastycznie przeprowadza czytelnika przez proces dojrzewania, opowiada historie związane z dorastaniem, rodzicami, rodzeństwem, pierwszymi nawiązywanymi przyjaźniami, poszukiwaniem seksualności i miłości.  Ale przyznać trzeba, że nie boi się trudnych tematów. Zanurza się w oparach rasizmu, w przemocy, która ją bezpośrednio dotykała, w braku równości jeśli chodzi o płeć i prób spychania jej na margines społeczny tylko dlatego, że jest córką ciemnoskórego imigranta.

Evaristo dużo opowiada o swojej rodzinie, która nigdy nie należała do wzorowych. Mimo wielu krzywd, które zostały jej wyrządzone, odważnie podnosi czoło i jednoznacznie wskazuje, że do osiągnięcia sukcesu potrzeba czasem traumatycznych przeżyć. Człowiek odbija się od dna i pędzi ku lepszemu życiu walcząc na przekór wszystkim i wszystkiemu.

Tej książki nie można jednak traktować jednotorowo  – jako życiorys doświadczonej kobiety. Nie. Ta opowieść przepełniona jest sprytnie ukrytym przekazem, smacznym i nie kłującym w oczy morałem i swego rodzaju wsparciem, którego każdy potrzebuje w różnych momentach swego życia.

Po tej lekturze inaczej spojrzy się na pewne sprawy. Może okazać się, że świat jest piękny, a życie zbyt krótkie by marnować czas na dąsanie się i marazm. To przepiękna i inspirująca opowieść o życiu. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...