Przejdź do głównej zawartości

Katee Robert – Neon Gods

 Jakam stara, takam głupia!  Jęłam utyskiwać na siebie, mniej więcej w połowie lektury. Dałam się wpędzić jak Andzia w maliny, ale, że zaczęłam czytać, toteż musiałam skończyć. Sądziłam bowiem, że oto przede mną leży na nowo opowiedziana, zakazana historia mitologicznej Persefony i Hadesa. Coś w rodzaju doskonałej Kirke lub Pieśni o Achillesie. Cóż, pomyliłam się sromotnie i cierpiałam katusze. Z własnej, nieprzymuszonej woli.



Otóż, okazuje się, że tutaj fabuła z mitologią ma tyle wspólnego co przysłowiowa świnia z siodłem. Oprócz imion i nazw miejsc, w których rzecz się dzieje, nie zauważyłam wspólnych mianowników. Historia rozpoczyna się fetą na Olimpie, w wieżowcu, którego właścicielem jest Zeus i kilkoro innych prominentnych przedstawicieli miasta. Na przyjęciu tym, jedna z córek Demetry dowiaduje się, że zostanie kolejną żoną władcy. A, że dziewczyna ma dość mocno zarysowany instynkt samozachowawczy, to ucieka. Prosto w ramiona Hadesa, persona non grata wśród Trzynastki, wyrzutka i władcy dolnej części miasta w jednym. 

I od tego momentu, spodziewałam się sztampowej historii, którą w zasadzie można by przełknąć, ale autorka miała zupełnie inny pomysł i poprowadziła tę opowieść w sposób, jakiego się nie spodziewałam i w zasadzie nie chciałam.

Gdyby to wszystko jakoś podsumować okazałoby się, że Katee Robert nie miała na tę powieść żadnego pomysłu. Ot, zaczerpnęła trochę z michy pełnej mitologicznych postaci, usiłowała przeszczepić w Hadesa nieco Rhysanda z cyklu o "Dworach" Maas, spróbować pokazać ludzkie oblicze w ogrodzie, co jednoznacznie kojarzyło mi się z Clary i Jacem z "Miasta kości", po czym sowicie poczęstować czytelniczki porcją Greyopodobnych opisów seksu, którym bliżej było do niemieckiego porno, niż książki erotycznej. 

I wydawać by się mogło, że przemawiam teraz jak stara pruderyjna pudernica, której jedynie sienkiewiczowskie historie w głowie. Otóż nie! Pisze to kobieta, czytelniczka pochłaniająca wszystko i kochająca dobre romanse. I zrobiło mi się niedobrze, bo tutaj seks nie jest dodatkiem, nie stanowi jedynie tła. On tutaj wiedzie prym i tylko te sceny, momentami wulgarne a innym razem abstrakcyjne,  od czasu do czasu przerywane są miałkimi jak mąka ziemniaczana dialogami i próbą zbudowania jakiejś fabuły.

Nie ma tu miejsca na uczucia, choć autorka jasno nazywa je miłością i przywiązaniem. Tu liczy się tylko seks. I może trochę władza. Ale na czym ona polega, nie jestem w stanie powiedzieć, bo autorka nie raczyła tego wyjaśnić. Postanowiła jedynie nakreślić jakiś ogólny zarys i nie przejmować się czytelnikiem, którego aż skręcało ze złości, że nie przedstawiono mu jednej z najważniejszych rzeczy.

Do tego płaskie, nierozwinięte postaci, które były nużące, irytujące i męczyły swoim istnieniem. Ich zachowania nie wynikały z cech charakteru, bo o nich nie napisano. Trzeba było się domyślać i usiłować zbudować ich historię, a przecież to powinna zrobić autorka.

Odnoszę wrażenie, że ta książka jest tak popularna na Tik Toku tylko ze względu na seks i to, w jaki sposób można zrealizować swoje fantazje seksualne. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn