Przejdź do głównej zawartości

Julia Quinn – Magia pocałunku/Bridgertonowie

 Wszystkim fankom dziewiętnastowiecznych romansów nie trzeba przedstawiać Julii Quinn, ponieważ doskonale znają jej twórczość lub oglądały dwa sezony bestsellerowego serialu na Netflixie. To już kolejny tom z cyklu, ale chyba najbardziej wartki i zabawny, a opowiada o najmłodszej z rodziny Bridgertonów – Hiacyncie.



Wiek staropanieński Hiacynty, spędzał sen z powiek nie tylko Colinowi Bridgertonowi, najstarszemu z rodu, ale i Violetcie, matce rzecznej dziewczyny. Mimo wielu propozycji, dziewczyna grzecznie odmawiała zamążpójścia, twierdząc, że woli się zakochać lub wyjść za człowieka, z którym nie będzie się nudzić. Cóż, nie zdaje sobie sprawy jednak, że uwielbiana przez nią lady Dunburry ma plan wyswatać ją ze swoim krnąbrnym wnukiem. Sprawa wydaje się być więc przesądzona.

Uśmiałam się setnie podczas czytania. Julia Quinn zachwyciła tutaj pomysłem na fabułę. I choć rzecz jasna książka ma taki sam rytm i pewien schemat co poprzednie, to jednak to, w jaki sposób tych dwoje się do siebie zbliża jest nad wyraz miły oku, a słowne przepychanki i celne riposty powodują, że uśmiech nie schodzi z twarzy.

To jedna z takich książek, które czyta się dla niewysłowionej przyjemności. Lekka, czasem nieco rubaszna, romantyczna i może nieco baśniowa. I choć współczesne kobiety może mierzić pewien rodzaj uległości wobec mężczyzny, swego rodzaju uzależnienie od niego i władza, to jednak czyta się to z zapartym tchem, bo wiadomo, że te czasy dawno minęły. Choć może w niektórych przypadkach nie do końca?

Polecam z czystym sercem. Lektury Quin to zawsze gwarancja przyjemności i odskoczni od codzienności.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn