Przejdź do głównej zawartości

Agata Czykierda-Grabowska – Za każdym razem

 To, co lubię w Agacie Czykierdzie-Grabowskiej, to nie tylko umiejętność pisania o uczuciach, plastyczne  przedstawianie buzującego pod skórą pożądania, czy wnikliwe opisywanie uczuć targających bohaterami. To, co wprawia mnie w osłupienie, to ciągła świeżość w jej powieściach i udana próba zmiany gatunków literackich. Ta autorka rozwija się z pozycji na pozycję i zachwyca tak jak za pierwszym razem. Dziś jednak o czwartym tomie cyklu "Pierwszy raz".



Kamilę i Marcina można kojarzyć z poprzednich części cyklu, ponieważ raz po raz przewijali się w opowieści. "Za każdym razem" poświęcone jest właśnie tej dwójce, która nie może bez siebie żyć, jest od siebie uzależniona i cierpi, kiedy zbyt długo przebywają osobno. Olbrzymie uczucie jednak może nie wystarczyć, kiedy w relację brutalnie wkrada się proza życia.

To była cudowna historia. Niezwykle romantyczna, ale nie sypiąca brokatem i nie ociekająca lukrem. To opowieść o trudnej miłości, która momentami może wydawać się zaborcza i toksyczna, ale summa summarum jest taka, którą może rozłączyć tylko śmierć. 

Autorka pięknie rozpisała tę opowieść. Zastosowała szereg retrospekcji, które genialnie wpisują się w klimat. Opowiadają początki znajomości Kamili i Marcina, opisując ich charaktery i życie, które do tej pory wiedli. Dzięki temu czytelniczka lepiej ich poznaje, zaznajamia się z ich mocnymi i słabymi stronami, rozumie ich decyzje i wspiera.

To nie tylko romans, dzięki któremu można zapomnieć się na kilka godzin. To też powieść o trudnych wyborach, o niespodziankach zsyłanych przez los i próbie zaakceptowania zmian zachodzących w życiu. To przedstawienie uczucia z blaskami i cieniami. Bo przecież życie nie ma tylko jasnych stron.

Jak zwykle zresztą, polecam serdecznie. I na nadchodzącą jesień, ale i w każdej chwili, kiedy potrzebna Wam będzie opowieść o miłości i życiu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn