Przejdź do głównej zawartości

Monika Cieluch – Chłopak, który pragnął kochać

 Monika Cieluch lubi dwutomowe historie. W przypadku tej dylogii bałam się, że będzie łatwo o przesadę, bo co można dodać, jeśli pierwsza część wydaje się być opowieścią pełną i w zasadzie nie trzeba jej kontynuować? Okazuje się, że można z tego zrobić bardzo wartościową powieść i w dodatku nienudną.



Tyler i London przeżyli żałobę po Jaredzie, stworzyli wspólnie silny związek i rodzinę. Są szczęśliwi, wszystko im się w życiu układa, więc jak wiadomo, wszystko musi pójść nie tak. I nie ma się co dziwić, że ich życie przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy okazuje się, że Jared jednak żyje, a Kristin  matka Mii postanawia ją odzyskać. Uczucie łączące małżeństwo zaczyna się kruszyć i tylko od nich zależy czy przetrwa próbę.

Wydawać by się mogło, że pojawi się tu łzawa, wzruszająca historia, która będzie oscylowała pomiędzy trojgiem bohaterów i uczuciu, które ich wszystkich łączy. Że szala uczuć będzie się przechylała to na jedną, to na drugą stronę i będziemy mieli do czynienia z rozchwianą emocjonalnie kobietą, która pogubiła się w swoich uczuciach. 

Okazuje się jednak, że autorka rozwiązała tę sprawę inaczej. Dodała tu nieco dramatycznych akcji, pociągnęła sprytnie kilka scen, potasowała losami bohaterów, ale też stworzyła postać kobiecą, która imponuje swoim zachowaniem, dorosłością i wiarą w miłość dojrzałą i czułą.

Czasem odczuwałam wrażenie przesytu, bo momentami działo się tu zbyt dużo i zbyt intensywnie. Pewne rzeczy nie wnosiły nic do fabuły, ale, że nadawały jej odrobinę kolorytu, toteż w zasadzie nie powinna się czepiać, bo czytało się to smacznie.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak polecić tę książkę wszystkim tym, którzy lubią wiedzieć co dalej u ich ulubionych bohaterów.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...