To, co zawsze zachwyca mnie w powieściach bazujących na jakichś ważnych wydarzeniach w historii, to zderzenie ze sobą dwóch światów: tego sprzed wielu lat i współczesnego. Można wtedy bawić się w porównania i albo zachwycać się przeszłością, albo dziękować losowi, że żyjemy teraz, a nie wcześniej. Strażniczka wspomnień dzieli się na dwie części, ale mimo różnic i światopoglądu uzupełnia się doskonale. A to już niebywała sztuka.
Babcia i wnuczka, jedna u schyłku życia, druga w kwiecie wieku, kobiety związane ze sobą silną więzią. Tak różne, a jednocześnie mające ze sobą wiele wspólnego. Babcia ucieka we wspomnieniach (zawartych w pamiętniku) do czasów, kiedy głód odbierał jej jasność myślenia, do wyjazdu z ukochanego domu i emigracji, a wnuczka, po odnalezieniu pamiętnika, stara się poznać tę historię, zrozumieć ją i przeżyć swoje traumy.
Ostatnio tak bardzo wzruszałam się na "Jeźdźcu miedzianym". I choć był to w głównej mierze romans osadzony w czasach II wojny światowej, to jednak ciekawił warstwą historyczną i drobiazgowością. Tu też jest podobnie, choć wątek romantyczny jest skromny, a rzecz dzieje się nie w Rosji a w Ukrainie i na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku.
To bardzo smutna opowieść o losach dwóch kobiet, które łączą rodzinne więzy. To też nieprawdopodobna historia młodej dziewczyny, którą rządzi chęć życia i determinacja. Kobiety, która postawiła wszystko na jedną kartę i starała się żyć, nie wracając nigdy do okrutnych czasów.
Książka Litteken jest szalenie nostalgiczna, ale też niezwykle barwna pod względem osobowościowym i charakterologicznym. To możliwość obserwowania ludzkich zachowań w momencie zagrożenia, w czasach względnego spokoju, ale też ujawnianie się traum z przeszłości i głęboko zakorzenionego strachu, który nigdy nie został przepracowany.
Wspaniała, wartościowa i poruszająca lektura. Warto po nią sięgnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz