Przejdź do głównej zawartości

Erin Litteken – Strażniczka wspomnień

 To, co zawsze zachwyca mnie w powieściach bazujących na jakichś ważnych wydarzeniach w historii, to zderzenie ze sobą dwóch światów: tego sprzed wielu lat i współczesnego. Można wtedy bawić się w porównania i albo zachwycać się przeszłością, albo dziękować losowi, że żyjemy teraz, a nie wcześniej. Strażniczka wspomnień dzieli się na dwie części, ale mimo różnic i światopoglądu uzupełnia się doskonale. A to już niebywała sztuka.



Babcia i wnuczka, jedna u schyłku życia, druga w kwiecie wieku, kobiety związane ze sobą silną więzią. Tak różne, a jednocześnie mające ze sobą wiele wspólnego. Babcia ucieka we wspomnieniach (zawartych w pamiętniku) do czasów, kiedy głód odbierał jej jasność myślenia, do wyjazdu z ukochanego domu i emigracji, a wnuczka, po odnalezieniu pamiętnika, stara się poznać tę historię, zrozumieć ją i przeżyć swoje traumy.

Ostatnio tak bardzo wzruszałam się na "Jeźdźcu miedzianym". I choć był to w głównej mierze romans osadzony w czasach II wojny światowej, to jednak ciekawił warstwą historyczną i drobiazgowością. Tu też jest podobnie, choć wątek romantyczny jest skromny, a rzecz dzieje się nie w Rosji a w Ukrainie i na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku.

To bardzo smutna opowieść o losach dwóch kobiet, które łączą rodzinne więzy. To też nieprawdopodobna historia młodej dziewczyny, którą rządzi chęć życia i determinacja. Kobiety, która postawiła wszystko na jedną kartę i starała się żyć, nie wracając nigdy do okrutnych czasów.

Książka Litteken jest szalenie nostalgiczna, ale też niezwykle barwna pod względem osobowościowym i charakterologicznym. To możliwość obserwowania ludzkich zachowań w momencie zagrożenia, w czasach względnego spokoju, ale też ujawnianie się traum z przeszłości i głęboko zakorzenionego strachu, który nigdy nie został przepracowany.

Wspaniała, wartościowa i poruszająca lektura. Warto po nią sięgnąć.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...