Przejdź do głównej zawartości

Joanna Mokosa-Rykalska – Matki przodem. Jak wylądowałyśmy w czarnej dupie.

 Czasem działanie pod wpływem chwili, niekontrolowanej emocji przynosi różne konsekwencje. Podjęte w ten sposób decyzje, nie do końca są dobre, choć mogą przynieść wiele korzyści i przygód, oczywiście.



Taką właśnie emocjonalną decyzję podejmują Joanna i jej przyjaciółki, które postanawiają wyrwać się z codziennego kieratu i odetchnąć, zażywając urlopu w stolicy słonecznych Węgier. Pomysł swój szybko realizują, ale wizja słodkiego tete a tete z lenistwem i ładowaniem baterii szybko mija, bo nic nie toczy się o myśli kobiet.

To była powieść absolutnie zabawna, pełna gagów, frazeologizmów i ripost, które pojawiają się w sekundę. Moje czterdziestoletnie, matczyne jestestwo rżało jak koń i bawiło się setnie, czytając o tym, z czym borykają się bohaterki i upatrując szeregu podobieństw, które mnie z nimi łączyły.

To była bardzo odświeżająca lektura, która w formie przetrwalnikowej (czytaj: zakutana w ciemne płótno i schowana na półce w biblioteczce) będzie radowała serca matek w przyszłości. I choć pewnie czasy się zmienią, to jednak uczucia i pewne perypetie życiowe pozostaną takie same.

Autorka uknuła sobie opowieść o przyjaciółkach pełnych pasji, zmęczonych karierą, ciągłym biegiem, macierzyństwem i obowiązkami, matek, które od wieków funkcjonują w ten a nie inny sposób. Nie jest to jednak książka głosząca peany na ich cześć, albo nudny poradnik o życiu, a wspaniała, dowcipna powieść, którą czyta się tak, jakby dobra koleżanka opowiadała drugiej to, co jej się przydarzyło.

Lekkość z jaką Joanna Rykalska napisała tę książkę jest nieprawdopodobna. Nie ma tu nic, co stwarzałoby pozory, lub w jakiś sposób było sztuczne. Wiadomo, że powieść to w głównej mierze fikcja, ale jestem przekonana, że wiele kobiet odnajdzie w nich siebie. Warto!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn