Czasem działanie pod wpływem chwili, niekontrolowanej emocji przynosi różne konsekwencje. Podjęte w ten sposób decyzje, nie do końca są dobre, choć mogą przynieść wiele korzyści i przygód, oczywiście.
Taką właśnie emocjonalną decyzję podejmują Joanna i jej przyjaciółki, które postanawiają wyrwać się z codziennego kieratu i odetchnąć, zażywając urlopu w stolicy słonecznych Węgier. Pomysł swój szybko realizują, ale wizja słodkiego tete a tete z lenistwem i ładowaniem baterii szybko mija, bo nic nie toczy się o myśli kobiet.
To była powieść absolutnie zabawna, pełna gagów, frazeologizmów i ripost, które pojawiają się w sekundę. Moje czterdziestoletnie, matczyne jestestwo rżało jak koń i bawiło się setnie, czytając o tym, z czym borykają się bohaterki i upatrując szeregu podobieństw, które mnie z nimi łączyły.
To była bardzo odświeżająca lektura, która w formie przetrwalnikowej (czytaj: zakutana w ciemne płótno i schowana na półce w biblioteczce) będzie radowała serca matek w przyszłości. I choć pewnie czasy się zmienią, to jednak uczucia i pewne perypetie życiowe pozostaną takie same.
Autorka uknuła sobie opowieść o przyjaciółkach pełnych pasji, zmęczonych karierą, ciągłym biegiem, macierzyństwem i obowiązkami, matek, które od wieków funkcjonują w ten a nie inny sposób. Nie jest to jednak książka głosząca peany na ich cześć, albo nudny poradnik o życiu, a wspaniała, dowcipna powieść, którą czyta się tak, jakby dobra koleżanka opowiadała drugiej to, co jej się przydarzyło.
Lekkość z jaką Joanna Rykalska napisała tę książkę jest nieprawdopodobna. Nie ma tu nic, co stwarzałoby pozory, lub w jakiś sposób było sztuczne. Wiadomo, że powieść to w głównej mierze fikcja, ale jestem przekonana, że wiele kobiet odnajdzie w nich siebie. Warto!
Komentarze
Prześlij komentarz