Przejdź do głównej zawartości

Matt Haig – Myszka zwana Miiką

 Autor przeuroczej książki o Chłopcu zwanym Gwiazdką powraca właśnie z kolejną historią. Tym razem głównym bohaterem jest Miika, mała, polna myszka, znana z wcześniejszych przygód. I choć można tę książkę potraktować jako świąteczną, to jednak wspaniale wpasuje się też w każdą porę roku.



Tym razem, młodzi czytelnicy mogą pokłonić się nad historią Miiki, który zamieszkał nieopodal Elfiego Jaru w niewielkiej chatce Wróżki. Mysz żyje sobie szczęśliwie w otoczeniu przyjaciół, ale jak się okazuje, nie wszyscy są dla niego serdeczni. Brawurowa Brygida podaje w wątpliwość pochodzenie Miiki, obraża go i pod pretekstem przyjaźni, namawia do niebezpiecznych rzeczy. A to dopiero początek niezbyt bezpiecznych przygód.

Tak jak i poprzednim razem, autor w z pozoru lekkiej historyjce, przemycił wartościowe i ważne treści, które powinien przyswoić każdy młody człowiek. Otulił nimi czytelników i wskazał na pewne zachowania, które powinny być społecznie napiętnowane,  a ich autorzy skazani na ostracyzm. 

Matt Haig przepięknie tłumaczy zawiłości działania manipulanta, ale pokazuje to w taki sposób, żeby czytelnik sam mógł wyciągnąć wnioski i opowiedzieć się po jednej ze stron. Mimo, że jasno wskazuje tu dobro i zło, to jednak czytelnik ma wybór i to od niego zależy kogo wybierze.

Ta książka to też zwrócenie uwagi na to, by umieć polubić siebie, by być sobą za wszelką cenę i stawiać w życiu na asertywność, która przydaje się zawsze. Nawet wtedy, kiedy jest się już dorosłym. A uczenie się tego od najmłodszych lat jest szalenie ważne.

Polecam tę wartościową i uroczą opowieść. Czytajcie ją swoim dzieciom i tłumaczcie zawiłe sprawy w sposób jasny i klarowny, na przykład tak, jak robi to Matt Haig.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...