Przejdź do głównej zawartości

Agnieszka Karecka – Żyć jest lepiej

 Wśród wielu powieści przeznaczonych dla młodzieży, trudno znaleźć taką, która zmienia postrzeganie pewnych spraw, która zwraca uwagę na rzeczy ważne i pozostaje w głowie na długo po lekturze. Ale tutaj w sukurs przychodzi Agnieszka Karecka, która otwiera drzwi do zaburzeń psychicznych wśród młodego pokolenia. I robi to z wielką gracją, przedstawiając historie dwojga młodych ludzi, którym nieobca jest pomoc psychoterapeuty.



Opowieść o Laurze, młodej studentce polonistyki i Tytusie, dobrze zapowiadającym się muzyku, marzącym o karierze adwokata, mogłaby być kolejną sztampową historią o miłości, ale tak nie jest. Dziewczyna bowiem, od lat walczy z anoreksją i tym jak wpływa na jej życie, a chłopak usiłuje wyjść z depresji i poczucia winy, które przytłacza go na co dzień.

Te niezwykle trudne tematy i przeżycia głównych bohaterów nie zostały jednak przestawione jako patetyczny lub naukowy przykład, a wpleciono je w fabułę tak, by przyswajanie informacji o tak ważnych problemach i zwrócenie na nie uwagi, było jak najbardziej przejrzyste i samoistne. Dzięki temu, że czytelnik ma szansę obserwować raczkującą miłość, nieco nieudolne próby bycia dorosłym, ma szansę poznania bliżej bohaterów i utożsamiania się z nimi, a także wspierania ich w trudnych zadaniach, jakie stawia przed nimi życie.

Autorka nie potraktowała tematu po macoszemu. Zawarła wszystkie cenne informacje, zwróciła uwagę na  źródło zaburzeń, impuls, od którego choroby się zaczynają i poprowadziła opowieść tak, by przeprowadzić czytelnika przez wszystkie jej etapy, łącznie z nawrotem choroby i próba jej okiełznania.

Agnieszka Karecka opisała też jak ważna jest pomoc bliskich, ich wsparcie i obecność w czasie walki z chorobą, a także zaufanie, którym można kogoś obdarzyć. Wszystko to składa się na długofalowy i bolesny proces zdrowienia, ale też na samopoczucie i radość, że wspólnymi siłami można zdziałać więcej.

Takich historii nam trzeba. Wyważonych, mądrych i opowiadających o chorobach, które do tej pory były tematem tabu. Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...