Przejdź do głównej zawartości

Adam Dzierżek – Na białym koniu

 Adam Dzierżek dał się poznać jako całkiem sprawny pisarz. Sprytnie układał fabułę, gdzieniegdzie zaskoczył zwrotem akcji, a kiedy indziej pokazał całkiem obyczajową historię. Widać, że nie spoczywa na laurach i prze do przodu, zaostrzając nieco swój pisarski pazur. I mnie się to podoba!



Jest to opowieść o młodym człowieku – Karolu, który rzuca z dnia na dzień swój przewidywalny do granic możliwości tryb życia i za namową ojca swojej dawno zaginionej przyjaciółki, usiłuje rozwiązać zagadkę jej zaginięcia. Co za tym idzie, wkracza prosto w paszczę lwa.

Zaskoczyła mnie ta książka solidnie. Może nie tyle sama historia, co brutalne opisy scen i wszechogarniający strach towarzyszący lekturze. Adam Dzierżek odrobił lekcje i przeszedł do ofensywy. Zaserwował czytelnikom taki rollercoaster, że tylko nieliczni wyjdą z tego czytelniczego kołowrotu cali. 

Nie ma tu miejsca na wyważone i dyplomatyczne pisarstwo, a siermiężne, obrazoburcze i momentami obrzydliwe opisy. To nie jest thriller, który ma trzymać w napięciu zgodnie z pędzącą akcją. To jest dreszczowiec, który ma wprawiać w osłupienie, ma zaskakiwać brutalnością i nie pozostawiać wyobraźni miejsca na dalsze przemyślenia.

Nie jest to jednak powieść gorsząca czy błaha. Adam Dzierżek ma talent, dzięki czemu, przy  takiej ilości zła wyłażącego z każdej dziury, jest w stanie wysupłać świetne postaci i rozsądne dialogi, stworzyć kręgosłup powieści wokół którego utyka tę całą obrzydliwą sprawę.

To nie jest książka dla wszystkich. Jest mocna, nawet bardzo. Ale dla wielbicieli literatury tego gatunku będzie ciekawą alternatywą dla wielu dość przeciętnych thrillerów, które wydano w tym roku. Gorąco i z przerażeniem polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn