Przejdź do głównej zawartości

Edyta Folwarska – Romans nad jeziorem Como

 Urocza, przepełniona romantyzmem książka, w której oprócz fruwających w brzuchu motyli znaleźć też można garść wzruszeń i nadzieję, że nie ma sytuacji bez wyjścia, a szczęście jest na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko po nie sięgnąć.



Jest to opowieść o młodej mężatce Ani, która w dniu swojego ślubu dowiaduje się, że mąż zdradzał ją z jej najlepszą przyjaciółką. Dziewczyna ucieka więc od zakochanego w innej męża do Włoch, do starej, pięknej willi, w której rozpoczyna pracę, ale też nowy etap w życiu.

To była ładnie napisana historia o miłości, która łączy dwoje ludzi aż po grób. Autorka opowiada nie tylko historię miłości, ale też opowiada o Włoszech, przepięknym jeziorze Como i najpyszniejszym włoskim jedzeniu. 

Ta książka jest bardzo subtelna. Opowiada o przeżytych traumach, o tym, jak ważna w życiu jest obecność bliskich i przyjaciół i, że czasem nie da się wybrnąć z trudnej sytuacji życiowej bez odpowiedniej i fachowej opieki specjalistów. Mówi o tym, że to nic złego prosić o pomoc i wskazuje gdzie jej szukać.

Postaci są bardzo kolorowe, ale nieprzerysowane, odnosi się wrażenie jak gdyby byli naszymi znajomymi, przyjaciółmi, na których można liczyć. Dialogi nie są mdłe, autorka zaserwowała tu szereg ciekawych pyskówek pomiędzy bohaterami.

Próżno tu doszukiwać się zgrzytów czy niedoskonałości. Książka jest przemyślana, urocza i zawiera w sobie pewną uniwersalną mądrość. Jestem przekonana, że większość dziewcząt, które sięgną po tę książkę, wyniesie z niej odrobinę morału. Nie wszystkie historie kończą się happy endem, ale w niektórych przypadkach życie jednak skłania się ku szczęśliwym zakończeniom. I zawsze trzeba w nie wierzyć. Bo o tym, że muzyka łagodzi obyczaje, nie trzeba przypominać nikomu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...