Człowiek zna twórczość Michała Śmielaka, lubi jego poczucie humoru wplatane do wybornych kryminałów i w zasadzie oczekuje kolejnych przygód ulubionych postaci; czy to Kosmy, czy to Gleby... Okazuje się, że autor ma też inną literacką twarz i ona podoba mi się jeszcze bardziej.
Jest rok 1978, w niewielkiej Osadzie gdzieś w Karkonoszach ludzie szykują się do świąt Bożego Narodzenia. Nikt z mieszkańców nie przypuszcza jednak, że te dni zostaną zapamiętane przez mieszkańców do końca życia. I to nie za sprawą zimy stulecia, ale tajemniczego mordercy, który zabija z zimną krwią.
Wielokrotnie pisałam, że Michał Śmielak zachwyca. I stylem, i wyjątkowym pomysłem, ale i wartką jak rzeka fabułą. No i muszę to wszystko powtórzyć, bowiem w tym nowym (dla mnie) wydaniu jest niemal doskonałe.
Ta powieść jest mroczna, czasem przerażająca i psychodeliczna. Jednocześnie napisana wyjątkowo oryginalnie i niezwykle ciekawie. A już umiejscowienie fabuły w latach, kiedy UB i SB miały się dobrze, wszystkim rządziła partia i władza, jest zabiegiem trafnym.
Śmielak pisze bardzo plastycznie. Trudno oderwać się od tekstu, nawet jeśli czyta się o brutalnym morderstwie czy makabrycznie ułożonych zwłokach, nad którymi pastwił się z lubością morderca. To niezwykła umiejętność i talent.
Polecam gorąco. Tę książkę chcecie przeczytać, uwierzcie!
Komentarze
Prześlij komentarz