Przejdź do głównej zawartości

Robert K. Ressler & Tom Shachtman – Seryjni mordercy. Moje dwadzieścia lat pracy w FBI

 Literatura faktu skierowana jest przede wszystkim dla tych, którzy szukają w niej odpowiedzi, interesują się danym tematem lub po prostu są ciekawi. Kilka dni temu na mój tapet trafiła książka o seryjnych mordercach i inteligentnym profilerze, który niezwykle sprawnie potrafił sporządzić profil danego mordercy i pomóc śledczym w jego uwięzieniu.



To nie jest ciekawy kryminał, w którym czytelnik zagłębi się bez reszty, a swego rodzaju kompendium wiedzy o ludzkiej, zniszczonej psychice i najgorszych w dziejach ludzkości zabójcach działających pod wpływem zemsty, schorowanej psychiki i zapędach sadystycznych. To interesująca opowieść o człowieku, który nie oceniał zachowań dysfunkcyjnych kryminalistów, a traktował ich jako swego rodzaju projekt badawczy. Wielogodzinne analizy, poddawanie pod wątpliwość najmniejszych gestów danego zwyrodnialca, szukanie o nim informacji dawało efekt w postaci opisu fizycznego, ale też osobowościowego, który wielokrotnie był lustrzanym odbiciem poszukiwanego.

To, co nadaje też książce dramatyzmu, to opisy makabrycznych zbrodni, które rozpisane są tu szalenie drobiazgowo. Trzeba zaznaczyć, że to wyjątkowo brutalne sceny, ociekające krwią, tętniące złością i perfidią. Wszystko to po to, by czytelnik mógł się poczuć jak Ressler, który z miejsca zbrodni wynosił wiedzę na temat sprawcy i na kanwie zebranych informacji budował szkielet psychologiczny mordercy.

Bardzo to intensywna i przerażająca opowieść. Jednocześnie interesująca i pochłaniająca, jak i przerażająca. Tym bardziej, że nie jest to wymysł autorów, a prawdziwe historie, które wydarzyły się w USA i pochłonęły dziesiątki ofiar.

Jeśli jesteście fanami "Milczenia owiec" czy "Mindhuntera" to koniecznie zajrzyjcie do tej książki. Będziecie zafascynowani i przerażeni jednocześnie!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...