Przejdź do głównej zawartości

Daphne du Maurier – Generał i panna

 O tym, że Daphne du Maurier była pisarką doskonałą wiedzą jej oddani czytelnicy. A na przestrzeni dziesiątek lat przybywa ich coraz więcej, bowiem kto raz zachwycił się jej kunsztem pisarskim, ten przepadł na zawsze.



"Generał i panna" to romans, który autorka osadziła w czasie szalenie trudnym dla Anglii, w momencie, kiedy politycznie wrze jak w ulu i dochodzi do bratobójczych walk w czasie wojny domowej. Nie spodziewajcie się jednak powieści w stylu "Północy i Południa", a gotyckiej, nieco przyciężkawej acz wielowymiarowej powieści w stylu gotyckim, której zadaniem jest by pokazać i walory przyrodnicze, i polityczne i dopiero na samym końcu ludzkie uczucia.

Jest to powieść monumentalna, wspaniała w każdym szczególe, poczynając od drobiazgowych, wielostronicowych czasem opisów miejsc i przyrody, poprzez pieczołowicie zbudowane postaci, aż do historii Anglii w połowie XVII wieku.

Jak to u Maurier bywa, historia toczy się niespiesznie. Autorka nie spieszy się, by pokazać clou powieści. Rozpoczyna niespiesznie, sunie powoli wśród opisów i wyjaśnień, pomalutku buduje napięcie, przedstawia swoich bohaterów, tłumaczy ich zachowania, zagląda do ich życia, knuje, podburza i dyskutuje, kieruje ich na ścieżki niełatwe i w wielu przypadkach dążące do zagłady.

Ta powieść hipnotyzuje nie tylko pięknym, lotnym i plastycznym językiem, ale też zmiennymi nastrojami, które autorka poprzetykała jakby pracowała nad wyjątkowo barwnym kilimem. Świetnie też dobierała panującą na zewnątrz aurę i komponowała ją z nastrojami towarzyszącymi głównym bohaterom. 

Daphne du Maurier to niekwestionowana mistrzyni dwuznaczności i suspensu, która bez skrupułów pakuje czytelnika na łódź, kołysze go raz w lewo, raz w prawo i skłania do myślenia nad teoriami, wątpliwościami i podejrzeniami. Doskonała powieść!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...