Przejdź do głównej zawartości

Jorge Bucay – Pozwól, że Ci opowiem... bajki, które nauczyły mnie jak żyć.

 Terapeutyczne znaczenie bajek to mój ulubiony temat, jeśli chodzi o długie dysputy o literaturze. Od zawsze uważam, że bajki, to nie tylko historie, przy czytaniu których można miło spędzić czas ze swoim dzieckiem i przy okazji "przemycić" mu trochę uniwersalnych prawd i morałów. To również skarbnica wiedzy dla dorosłych, kompendium wiedzy pomagające w wielu procesach "naprawczych" związanych z duszą i psychiką ludzką.



Bucay napisał książkę o młodym mężczyźnie, pracującym nad swoimi problemami z psychoterapeutą. Praca ta głównie polega na przytaczaniu bajek, baśni i podań, będących metaforą jego życia i skłaniających do myślenia. Dzięki temu zabiegowi, chłopak zmuszony jest do wysiłku, który summa summarum daje nieprawdopodobne efekty.

O tym, że terapia u psychoterapeuty przynosi wspaniałe efekty, wie wielu ludzi. Ogromny odsetek jednak, boryka się z potężnymi problemami na co dzień i albo nie chcą, albo z różnych powodów nie mogą szukać pomocy. A to nie jest tak, że problemy przejdą same. Trzeba je przepracować, przegadać i przemyśleć, żeby móc pójść dalej i zacząć funkcjonować.

Ta książka ma znaczenie uniwersalne. Może być drogowskazem dla pogubionych, pierwszym krokiem ku temu, by zdecydować się poprosić o pomoc, lub też wspaniałą literacką przygodą, z której można wyciągnąć wiele wspaniałych wniosków.

To nie jest przykład siermiężnego i zawierającego metodologię stosowaną podręcznika o psychoterapii. Nie jest to też poradnik. To przepiękna pozycja o nauce życia, poznawaniu siebie, swoich słabości, przyznawaniu się do błędów i zdrowieniu duszy. Piękna, metaforyczna opowieść o człowieku i jego problemach.

Przez tę opowieść płynie się jak po niewzburzonych falach jeziora. Poczujcie ten baśniowy klimat i zmuście się do refleksji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn