Przejdź do głównej zawartości

Shelby Mahurin – Krew i miód

 Zawsze z ogromną przyjemnością pochylam się nad nowymi cyklami fantasy. Po kapitalnym Gołębiu i wężu, czekałam na kontynuację z niecierpliwością. Solidne tomisko pojawiło się u mnie kilka dni temu i tak jak myślałam, lektura pochłonęła mnie bez reszty.



Przygoda Reida i Lou trwa nadal, wydawać by się mogło, że po potwornościach zaserwowanych im przez Morgane, ich uczucie jest silne i nietykalne, a wspólne zaufanie wzrosło. Niestety nie jest tak łatwo. Kropla drąży skałę, w związek tych dwojga ludzi wkrada się fałsz i para krok po kroku oddala się od siebie. W dodatku Reid nie chce przyjąć do wiadomości, że jest czarownicą i jego dziedzictwem wcale nie jest walka z nimi...

Pyszna była to lektura. Klimatem przypominała nieco uniwersum ze Szklanego Tronu Sarah J. Maas. Miała dokładnie taki sam rytm i schemat, jednak historia była zupełnie inna. 

Ta wspaniała, wielowymiarowa powieść rozkręca się bardzo powoli. Nie nudzi jednak i nie jest sztucznie wypełniona, zawiera mnóstwo informacji, które ukwiecają fabułę i często wywracają historię "do góry nogami". Akcja potrafi obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni w każdej chwili. Zaszokować i zaciekawić.

Wielkie brawa dla autorki za wspaniałe postaci. Mięsiste, wyraziste i nienudne. Główna bohaterka, jej krnąbrność, spryt i poczucie humoru pięknie komponuje się z wyważonym i zasadniczym Reidem. Wspólnie tworzą niezwykłą i wyrazistą parę. Do tego kolorowi i niebanalni przyjaciele. Rezolutna Coco, uroczy Ansel, ciapowaty Beau czy kolorowa trupa aktorska pełna indywiduów. 

Polecam wszystkim miłośnikom gatunku, bo od tej książki, przepełnionej magią i uczuciem trudno się uwolnić. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...