Przejdź do głównej zawartości

Joanna Gajewczyk – W moim śnie

 Po tę książkę sięgnęłam dlatego, że spodziewałam się romansu. A, że od nich nie stronię, toteż wybór był prosty. Jednak podczas lektury, moje brwi ze zdziwienia wędrowały wyżej i wyżej i w końcu skonstatowałam, że to nie będzie sztampowa historia o miłości, ale opowieść z dreszczykiem. 



Pola prowadzi niewielką kawiarnię w swojej rodzinnej miejscowości. Jest szczęśliwa i całkiem zadowolona ze swojego życia. Niestety, od pewnego czasu miewa koszmary, po których budzi się z krzykiem i nie może normalnie funkcjonować. Pewnego razu, we śnie pojawia się mężczyzna, któremu śni się dokładnie ten sam koszmar. Szybko okazuje się, że tych dwoje spotkało się tam nie bez powodu i, że los ma dla nich pewne zadanie.

Muszę przyznać, że okładka wprowadziła mnie w błąd. Spodziewałam się cukierkowego romansu, pełnego wzlotów i upadków, romantycznych uniesień i wyznań miłości, a otrzymałam fajną, niepokojącą powieść z solidnym wątkiem paranormalnym. I ten zabieg udał się nad wyraz pysznie.

Treść jest szalenie niepokojąca. Podczas lektury odnosi się wrażenie jakby człowiek sam śnił koszmar i nie mógł się z niego obudzić. Opisy i powoli budowane napięcie, wywołują gęsią skórkę i taką emocjonalną niestabilność. I mimo, że organizm odrzuca te fakty, to jednak oczy nadal rejestrują treść, od której naprawdę trudno się oderwać.

Jeśli zaś chodzi o romans, to oczywiście jest. Pojawia się kilka gorących scen i romantycznych wyznań, ale to wszystko jest tak skondensowane i sprytnie poplątane z wątkiem paranormalnym, że zazębia się niczym tryby w nakręcanym zegarku.

Niechże więc Was zainteresuje ta powieść. Przyjrzyjcie się jej z bliska i wejdźcie w ten przerażający świat i czekajcie na kolejną część, bo, że będzie to nie mam wątpliwości.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...