Przejdź do głównej zawartości

Kamila Szczubełek – Droga do Wyraju

 O wampirach czytałam już wielokrotnie i bywały momenty, że odczuwałam przesyt i uciekałam do innego rodzaju fantastyki, byleby uchronić się od tych krwiożerczych bohaterów. Dziś, po dość długiej przerwie, wróciłam do wampirycznej historii. Ale książka, o której Wam opowiem nie ma nic wspólnego z tymi powieściami, które znałam do tej pory. Dziś o rodzimym i bardzo słowiańskim księciu ciemności, który służy samemu Welesowi. 



Elgan jest wąpierzem, dziwnym przedstawicielem swojego gatunku z kilkusetletnim stażem. Żyje sobie w symbiozie z ludźmi, nie stroni od dobrego jadła i popitku i bliżej mu raczej do człowieka niźli potwora. Oprócz wielu ludzkich cech, ma też talent do pakowania się w kłopoty i ratowania z opresji słabszych od siebie. 

Zabierając się za tę książkę, spodziewałam się kolejnej słowiańskiej opowieści o bóstwach i potworach, i w zasadzie to dostałam, ale oprawione w tak ładną literacką ramkę, że pełna zachwytów zapraszam do świata, w którym potwory, demony i inne kreatury funkcjonują między ludźmi, a czary, gusła i rytualne szepty znane doskonale i odprawiane niemal codziennie.

Przyznać muszę, że autorka sprawnie porusza się po słowiańskim świecie. Doskonale zna bóstwa, opisuje je z wielką wprawą i znawstwem. Wszelkim demonom i istotom na wskroś podłym, nadaje charakteru i zgrabnie wplata je w fabułę, powodując, że nie ma w niej miejsca na nudę czy stagnację. Książka ma charakter najprzedniejszej powieści przygodowej z elementami fantastycznymi i może z odrobiną romantyzmu, który jak mniemam, w kolejnej części wybuchnie z całą mocą.

Bohaterowie są cudowni. Elgan jest niedoskonałym, użyłabym nawet określenia  gamoniowatym wąpierzem pełnym sprzeczności i tajemnic, o których sam nie ma pojęcia. Dorada jest pewną siebie dziewczyną, doskonale wiedzącą czego pragnie i dążącą do celu za wszelką cenę. I nawet cuchnący demon Smęt potrafi wywołać u czytelnika pozytywne emocje, bo opisany jest z taką lekkością, że nawet jego dość obrzydliwa historia w pewien sposób jest... urocza, choć może to nie do końca trafne sformułowanie.

Wszystko się tu zgadza. Nieco patetyczne i przerażające słowiańskie stwory mają tu inny charakter. Często są prześmiewcze, zabawne, ale bywają też podłe i przebiegłe, bardzo przywiązane do miejsc, do których przynależą. Do tego garść świetnych dialogów i celnych ripost, nieco czarów i szeptów oraz przednia znajomość w zastosowaniu ziół wszelkiej maści i mamy historię, od której naprawdę trudno się oderwać.

Dajcie się więc porwać w podróż do Wyraju, ale najpierw poznajcie bohaterów tej pysznej i arcyciekawej historii. Niech Wam umili czas i pochłonie tak bardzo jak mnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn