Po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów opowieści napisanych przez Kresa, sądziłam, że jestem przygotowana i będę potrafiła przewidzieć pewne zabiegi autora i nie dam się zaskoczyć. No cóż, mimo całej swej pewności, poległam z kretesem, a raczej z Kresem, ale jakoś nie żałuję. Ba, jestem całkiem zadowolona.
Po Królu bezmiarów przychodzi czas na inną opowieść. Trzy różniące się między sobą narody: Grombelard, Dartan i Armekt są przedstawione tak intensywnie, że bardzo szybko zapadają w pamięci czytelnika. Jednak najbardziej i najdokładniej opisano tu mroczny, szary i deszczowy Grombelard, jego bandy rozbójników, bezwzględnych i twardych jak stal wojskowych oraz wieśniaków, którzy usiłują żyć między nimi w jako takiej symbiozie. Pamiętać jednak należy, że nie tylko ludzie zamieszkują te ziemie, bo są tu nie tylko inteligentne i przebiegłe koty, ale też sępy, które nie cierpią żadnej z powyższych istot.
Jak zwykle Kres stanął na wysokości zadania. Znów utkał sieć intryg i dramatów, które wraz z doskonałymi postaciami angażują czytelnika emocjonalnie i nie pozwalają na chwilę wytchnienia. To historia napisana z wielkim kunsztem i pomysłem, który autor realizuje krok po kroku. I mimo, że miesza w fabule, eliminuje kolejne postaci, to w tym olbrzymim tyglu ciągle dzieje się coś nowego i oryginalnego.
Jest to powieść wyjątkowa, ale dość nietypowa. To swego rodzaju połączenie gatunków, wielowymiarowych historii i postaci. To taki patchwork krótkich opowieści, nierozerwalnie zszytych ze sobą solidną nicią.
Ta książka nie należy do tych, z którymi miło spędza się czas. Ona jest angażująca, wielowymiarowa i zmuszająca do myślenia. Pełna brutalnych i ociekających krwią walk oraz kapitalnie rozpisanych scen batalistycznych. Do tego ozdobiona przepysznymi postaciami, z krwi i kości, które dzięki wprawnej ręce autora, sterują czytelnikiem jak marionetką. Mięsista i solidna porcja fantasy!
Komentarze
Prześlij komentarz