Przejdź do głównej zawartości

Feliks W. Kres – Grombelardzka legenda. Serce gór.

 Po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów opowieści napisanych przez Kresa, sądziłam, że jestem przygotowana i będę potrafiła przewidzieć pewne zabiegi autora i nie dam się zaskoczyć. No cóż, mimo całej swej pewności, poległam z kretesem, a raczej z Kresem, ale jakoś nie żałuję. Ba, jestem całkiem zadowolona.



Po Królu bezmiarów przychodzi czas na inną opowieść. Trzy różniące się między sobą narody: Grombelard, Dartan i Armekt są przedstawione tak intensywnie, że bardzo szybko zapadają w pamięci czytelnika. Jednak najbardziej i najdokładniej opisano tu mroczny, szary i deszczowy Grombelard, jego bandy rozbójników, bezwzględnych i twardych jak stal wojskowych oraz wieśniaków, którzy usiłują żyć między nimi w jako takiej symbiozie. Pamiętać jednak należy, że nie tylko ludzie zamieszkują te ziemie, bo są tu nie tylko inteligentne i przebiegłe koty, ale też sępy, które nie cierpią żadnej z powyższych istot.

Jak zwykle Kres stanął na wysokości zadania. Znów utkał sieć intryg i dramatów, które wraz z doskonałymi postaciami angażują czytelnika emocjonalnie i nie pozwalają na chwilę wytchnienia. To historia napisana z wielkim kunsztem i pomysłem, który autor realizuje krok po kroku. I mimo, że miesza w fabule, eliminuje kolejne postaci, to w tym olbrzymim tyglu ciągle dzieje się coś nowego i oryginalnego. 

Jest to powieść wyjątkowa, ale dość nietypowa. To swego rodzaju połączenie gatunków, wielowymiarowych historii i postaci. To taki patchwork krótkich opowieści, nierozerwalnie zszytych ze sobą solidną nicią. 

Ta książka nie należy do tych, z którymi miło spędza się czas. Ona jest angażująca, wielowymiarowa i zmuszająca do myślenia. Pełna brutalnych i ociekających krwią walk oraz kapitalnie rozpisanych scen batalistycznych. Do tego ozdobiona przepysznymi postaciami, z krwi i kości, które dzięki wprawnej ręce autora, sterują czytelnikiem jak marionetką. Mięsista i solidna porcja fantasy!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn