Ostatnia część Wojen makowych właśnie zajęła szczególne miejsce na mojej półce z fantastyką. A to, że stanęła tuż obok Tolkiena, mówi już wiele. Opowiadałam kilkukrotnie o tej serii, ale dziś wszystko podsumuję. Po pierwszym, nieco gawędziarskim tomie, byłam zauroczona, po przeczytaniu drugiego – wyjątkowo krwawego i przesyconego walką – pełna zachwytu, a teraz trzecim tomie – kłaniam się w pas i marzę o tym, by takich opowieści było jak najwięcej.
To, co w tej książce zwraca najbardziej uwagę to główna bohaterka. Pełna sprzeczności, silna fizycznie i psychicznie (choć wspomagana przez środki odurzające), postać nieidealna, irytująca, butna i pyszna. Nie słuchająca nikogo i niczego. Rozwścieczona i nie idąca na kompromisy. Wydawać by się mogło, że nie można obarczyć postaci tak wieloma skrajnościami, a jednak! Kuang zbudowała swoją bohaterkę ze wszystkich tych elementów i stworzyła postać wielowymiarową i na wskroś dramatyczną.
To samo dotyczy postaci pobocznych. Każda z nich utkana jest niczym najlepszy, wzorzysty kilim, a relacja, która łączy ich z główną bohaterką jest tak złożona, że gdyby postawić ich wszystkich blisko siebie, odnosiłoby się wrażenie jakby tworzył się jeden organizm, tętniący odgłosem wielu potężnych serc. Dzięki temu tomowi, łatwo można się przekonać, że wybory przez nich podejmowane są trudne, ale to ich decyzje i to oni ponoszą konsekwencje. I choć bohaterowie są młodzi, to nie są już pełnymi obaw adeptami Akademii Sinegardu, a maszynami do zabijania, którzy strach spychają na drugi plan i zastępują go złością jakiej świat nie widział.
Jeśli zaś chodzi o sceny batalistyczne, czy militarne roszady, których jest tu dostatek, to trzeba przyznać, że to pisarski majstersztyk! W tej powieści poruszono tak wiele tematów i zagadnień (min. kolonizacja, rasizm, ludobójstwo), że wyraźnie odczuwa się tu zainteresowanie autorki do historii dalekowschodniej i wplatanie w fabułę nitek charakteryzujących trudne i okrutne czasy, kiedy przywódcą Chin był Mao Zetong.
W tej powieści duży nacisk kładzie się na traumę, jej różne cykle i formy jakie przybiera. Wynika ona nie tylko z form przemocy fizycznej, ale i emocjonalnej, opartej na podziale ludzkości na kolonie i okrutnym rasizmie.
To, co najbardziej mną wstrząsnęło, to ilość emocji. Kuang poczęstowała mnie nimi z ogromnym rozmachem. Byłam i przerażona, i wściekła, ale też zdruzgotana i wyjątkowo smutna. Cały ten wachlarz emocji, które towarzyszyły mi podczas lektury, wymęczył mnie psychicznie do tego stopnia, że trudno było mi zacząć kolejną powieść. Musiałam odetchnąć i uspokoić myśli. A najlepiej ilustruje to poniższy cytat. I niech on będzie podsumowaniem tej wypowiedzi.
"Bierz co chcesz. Znienawidzę cię za to. Ale będę cię kochać na zawsze. Nie mogę nic na to poradzić, że cię kocham."
Tę powieść się kocha i nienawidzi jednocześnie.
Komentarze
Prześlij komentarz