Przejdź do głównej zawartości

Anna Chaber – To tylko zimowy blues

 Szukam czasem takich powieści obyczajowych, które pochłonęłyby mnie na tyle, by zapomnieć o problemach, stresie w pracy, ale też, żeby ta lektura była miła i dla ducha i dla oka. W przeszukiwaniu zimowych opowieści o miłości, znalazłam tę oto powieść i muszę powiedzieć, że to nie był zmarnowany czas!



Jest to opowieść o Karolinie, która postanowiła się usamodzielnić, zamieszkała w maleńkiej kawalerce wraz ze swoim czworonożnym przyjacielem Kąskiem. Dziewczyna ledwo wiąże koniec z końcem, pracuje na śmieciowej umowie, pomaga starszej ciotce, ale wreszcie czuje, że żyje. W tej samej klatce schodowej mieszka Daniel. Lekarz internista, który w Nowy Rok potrąca Karolinę tuż pod blokiem. Szybko okazuje się, że pomimo sprzeczności i początkowej niechęci, młodzi bardzo szybko odnajdują wspólny język i chcąc nie chcąc, przywiązują się do siebie.

To była bardzo udana podróż po otulonym zimą mieście, pełna zwrotów akcji, zabawnych scen i wręcz rozczulającej troskliwości. Bohaterowie to niezwykle empatyczni młodzi ludzie, kompletnie nie przypominający roszczeniowych milenialsów, tak dumnych i pewnych siebie, z którymi mamy na co dzień do czynienia. To postaci szalenie pogodne, wyznające pewne wartości i trzymające się zasad. To bardzo udana para bohaterów. W prawdziwym życiu stanowiliby solidną podporę, byliby przyjaciółmi, na których zawsze warto liczyć.

To bardzo przyjemna lektura. Nie ocieka lukrem, nie jest przerysowana, nie mami płynącym w żyłach pożądaniem, tylko wskazuje to, co tak naprawdę liczy się w życiu. To cudowna, ciepła i bajecznie miła w odbiorze powieść, która w tylko sobie znany sposób owija się wokół czytelnika, stwarza swego rodzaju kokon i otula ciepłymi jak kakao uczuciami.

Przepyszna, wielowymiarowa powieść, niosąca otuchę, radość i całe pokłady empatii. Polecam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn