Przejdź do głównej zawartości

Agnieszka Krawczyk – Sklep z tysiącem cudów

Agnieszka Krawczyk potrafi pisać powieści obyczajowe. Zna się na nich jak mało kto i z wielkim wyczuciem ustawia swoich bohaterów w różnorakich życiowych sytuacjach, z których zawsze potrafi wybrnąć. Tym razem łączy pozornie różniące się ze sobą światy aktorskie i wielkiej palestry.



Opowieść o sklepie z bibelotami z drugiej ręki, często pamiętającymi czasy II wojny światowej, to tylko pozornie główny temat tej powieści. Tak naprawdę na pierwszy plan wysuwają się tutaj postaci: Juliusz Kulik i mecenas Dolęgowski z psem Kaprysem, a także aktorka Eliza Zaniecka. To pomiędzy tą trójką najczęściej dochodzi do interakcji i to oni stanowią oś tej historii.


Autorka pisze bardzo elegancko. Lubi posługiwać się dawno zapomnianymi zwrotami, zwraca uwagę na kindersztubę i nie pozwala sobie na kolokwializmy. Dba o to, by w tej powieści pierwsze skrzypce grały kurtuazja i bon ton. Dopiero potem, pozwala sobie na odrobinę szaleństwa, ale to też w dawce bezpiecznej, dbając o nieprzekraczanie pewnych granic.


Jak to u Agnieszki Krawczyk bywa, i tutaj historia ma inny wydźwięk. To, co na pierwszy rzut oka, wydaje się czytelnikowi zwykłą opowiastką obyczajową, tak naprawdę niesie ze sobą potężny ładunek emocjonalny i drugie dno, które wyłania się z tej historii i układa w zgrabną całość.


Ta powieść skłania do myślenia, do pochylenia się nad sobą i swoimi problemami. Uderza w czułe struny, manewruje nimi delikatnie i popycha w stronę coraz bardziej natrętnych myśli: co by było gdyby…


Ta książka wzrusza, bawi, czasem śmieszy, ale też powoduje, że myśli się o sobie, rodzinie i zależnościach w niej panujących. Zadaje też jedno, dość podstawowe pytanie: czy pieniądze dają szczęście? Poczytajcie tę lekturę, a znajdziecie odpowiedź!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...