Trudno jest opowiedzieć o książce, która jest dziwna, ale w tej dziwności bardzo dobra. Trudno jest opowiedzieć o fabule, która niby jest oczywista, ale jednak nie do końca. I ostatecznie, trudno mówić o bohaterach, którzy tak naprawdę nimi nie są. Potwory pod moją skórą to rodzaj literatury, której nie czyta się do deseru. Tutaj trzeba się zastanowić, podumać nad pewnymi rzeczami. To niemalże tak jak z filmami festiwalowymi – niszowymi, mamiącymi odbiorców oryginalnością i wyjątkowym przekazem. To solidna porcja strachu, niepewności i niepokoju, zawarta w nieco ponad trzystu stronach treści.
Książka opowiada o trudnych przeżyciach młodych ludzi, stojących u progu dorosłości. O ich autodestrukcyjnych skłonnościach, spowodowanych nieprzepracowanymi traumami, które tkwią głęboko w ich duszach i podszeptują złe rzeczy. To też historia o poplątanej sieci chorób psychicznych, doskwierających bohaterom w większym lub mniejszym stopniu i ich wpływie na życie w społeczeństwie. To swego rodzaju krzyk osób niezrozumianych i wychodzących poza szereg ogólnie przyjętych norm.
Nie chcę wrzucać tej powieści do szuflady oznaczonej napisem thriller, bo to zdecydowanie za mało. Ale chętnie połączyłabym ten gatunek z psychologią. To swego rodzaju studium przypadku, które można dowolnie interpretować i równie dowolnie klasyfikować. To pogmatwane i skomplikowane współżycie dwojga ludzi, którzy chcąc nie chcąc szybko uzależniają się od siebie w sposób absolutnie intensywny i niebezpieczny.
Ta powieść jest niewygodna. Rozwija się powoli, narzuca czytelnikowi złe samopoczucie, frustruje trudnymi do zrozumienia zachowaniami bohaterów, skłania do przyglądania się ich kolejnym porażkom, nie pomaga w łatwym i jednoznacznym kibicowaniu im. Ta książka trąca najgorsze i jednocześnie najczulsze struny w ludzkiej psychice, skłania do refleksji i zadumy. Powoduje cierpienie wewnętrzne, które wcale nie kończy się w momencie zakończenia książki. I być może dlatego ta pozycja jest tak dobra!
Komentarze
Prześlij komentarz