Wśród romansów, które czytuję namiętnie, istnieje wiele takich, których czytać się po prostu nie da, ale też zupełnie fajnych i dość udanych, które podczas lektury sprawiają przyjemność. Powieść K.M. Dygi taka właśnie jest. Ani zbyt romantyczna, ani na siłę sensacyjna, ani też mdła. Ot, autorka wycelowała w sam środek i poczyniła historię dość wartką i miłą w odbiorze.
Po całkiem udanej części pierwszej, autorka powróciła z drugim tomem opowieści o Idzie i prezesie wielkiej korporacji. Mariaż to całkiem słodki i udany, ale zanim do niego dojdzie, bohaterowie będą musieli się trochę rozminąć, poskakać wokół siebie jak niezdecydowane zające, spróbować tego i owego, po to by finał był happy endem.
"Zatraceni w sobie 2" to dobry przykład romansu, który nie musi być banalny, z dobrze przemyślaną fabułą i mnóstwem ciętych ripost, które wypluwa z siebie z prędkością karabinu maszynowego główna bohaterka. Jest to też momentami zabawna i intrygująca historia, która z lekkością przechodzi z porywającej romantyczności do scen sensacyjnych. Klei się to całkiem dobrze i dzięki temu opowieść płynie szybko i bez zatorów.
Oczywiście, można by się przyczepić do kilku rzeczy. Czasem infantylnych lub mało prawdziwych, ale pamiętać należy, że to jednak romans. Coś, w rodzaju bajeczki dla dorosłych, więc właściwie trzeba na te niedoskonałości przymknąć oko i cieszyć się z lektury.
Jeśli lubicie romanse wielowarstwowe, z kilkoma zwrotami akcji, połączonymi ze sobą wartką akcją, romantycznymi wyznaniami i kilkoma scenami gorących uniesień, to ta pozycja będzie idealna!
Komentarze
Prześlij komentarz