Z powieściami, które odbieram niemal jako wybitne, jest tak, że trudno je opisać. Mnogość zachwytów nad fabułą, stylem i poprowadzeniem akcji jest tak ogromna, że przytłacza nawet mnie samą. Niemniej jednak, postaram się co nieco o "Synu" opowiedzieć.
Amerykański Zachód, jawi się nam, Europejczykom dość jednoznacznie i stereotypowo – z dzikością. Pierwsze skojarzenie to bydło, konie, kapelusze i rozpościerające się wszerz i wzdłuż stepy, które zdają się nie mieć końca. I takąż wizję przedstawia tutaj Meyer, ale poza tym opowiada też o ludziach. Nieidealnych, zwyczajnych-niezwyczajnych przedstawicielach swoich czasów, którzy walczą o rodzinę, ziemie, przynależność.
To była niezwykle odświeżająca lektura. Autor wpadł na pomysł opisywania członków rodziny i jej dziejów z różnych perspektyw. Poskładał te historie, raz opowiadając treść z punktu narracji pierwszoosobowej, innym razem trzecioosobowej, a jeszcze później jako część notatek, czy też wpisów w zeszycie/pamiętniku. Autor zachował chronologię, konsekwentnie dążył do nakreślenia pewnych ram czasowych i się ich trzymał, dzięki temu jeden wątek wynikał z drugiego. Równowaga jest tu niemal idealna.
Odnosiłam wrażenie, że jest to monumentalne dzieło o ludziach – pionierach, często z głęboko zakorzenioną manią wielkości, dla których ważna jest nie tylko rodzina, ale i interesy, polityka i kraj, w którym mieszkają. To powieść historyczna, dla amerykańskich czytelników z pewnością wyjątkowo ważna i zwracająca uwagę na ich patriotyzm, folklor, przynależność kulturową. Dla nas to doskonałe studium przypadku, historia życia i śmierci, problemów wynikających z pewnych zaszłości rodzinnych, ale też arcyciekawa rzecz, jeśli chodzi o czas i miejsce, w którym fabuła się rozwija.
Jest to fascynująca podróż w czasie, wspaniała uczta czytelnicza na najwyższym światowym poziomie. Niepokojąca, wartka i boleśnie prawdziwa. Gorąco polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz