O Księdze Całości Kresa opowiadałam już wiele i można by powiedzieć, że właściwie temat został wyczerpany, bo przecież seria zbliża się do końca. Ale, że mój zachwyt nad nią trwa i jest stabilny, toteż zamierzam kontynuować te moje opowieści.
fot. GioelleFazzierri z Pixabay
Przyzwyczajona do nagłych zwrotów akcji, do ubijania bohaterów w najmniej spodziewanym momencie, z całym impetem wskoczyłam w sam środek historii o Pani dobrego znaku. Do scen bitewnych, krwawych jatek, do fantastycznie opisanych scen wojennych zaplanowanych przez wybitnego stratega. To historia, która jest kontynuacją Wiecznego pokoju, tomu, który wprowadzał w historię, opowiadał o pewnych zależnościach politycznych i przygotowaniach do walki, po to, by w ostatecznym rozrachunku uderzyć z całym impetem.
Kres miesza w fabule jak wielkim tyglu. Nie zwraca uwagi na to, że wrze w tym kotle i kipi, ładuje tam bezlitośnie kolejne postaci, nadaje im charakteru i wrzuca w to wojenne szaleństwo. A to opisze zmyślnie militarne potyczki, a to zaskoczy opowieścią o postaciach, przybliży je czytelnikowi, zachęci do polubienia ich i rozwinie je w sposób, który być może wymyka mu się spod kontroli. Któryś z pisarzy powiedział kiedyś, że bohaterowie żyją własnym życiem i często decydują same o swoim losie. Odnoszę wrażenie, że i w przypadku Kresa tak się dzieje, gdyż nic tu nie jest pewne, a postaci są krewkie, charakterne i czupurne.
To nie jest książka, którą można czytać osobno bez znajomości poprzednich tomów. Trzeba się przygotować i być na bieżąco, by pojąć pewne zależności i cieszyć się lekturą. Należy się wgryźć w tę historię i poznawać ją krok po kroku.
To potężna dawka fantastyki, która intryguje, potrafi rozwścieczyć i zaskoczyć, ale jest tak fascynująca i rześka, że trudno jej sobie odmówić.
Komentarze
Prześlij komentarz