Przejdź do głównej zawartości

Feliks W. Kres – Pani dobrego znaku. Wieczne cesarstwo

 O Księdze Całości Kresa opowiadałam już wiele i można by powiedzieć, że właściwie temat został wyczerpany, bo przecież seria zbliża się do końca. Ale, że mój zachwyt nad nią trwa i jest stabilny, toteż zamierzam kontynuować te moje opowieści.

fot. GioelleFazzierri z Pixabay


Przyzwyczajona do nagłych zwrotów akcji, do ubijania bohaterów w najmniej spodziewanym momencie, z całym impetem wskoczyłam w sam środek historii o Pani dobrego znaku. Do scen bitewnych, krwawych jatek, do fantastycznie opisanych scen wojennych zaplanowanych przez wybitnego stratega. To historia, która jest kontynuacją Wiecznego pokoju, tomu, który wprowadzał w historię, opowiadał o pewnych zależnościach politycznych i przygotowaniach do walki, po to, by w ostatecznym rozrachunku uderzyć z całym impetem. 

Kres miesza w fabule jak wielkim tyglu. Nie zwraca uwagi na to, że wrze w tym kotle i kipi, ładuje tam bezlitośnie kolejne postaci, nadaje im charakteru i wrzuca w to wojenne szaleństwo. A to opisze zmyślnie militarne potyczki, a to zaskoczy opowieścią o postaciach, przybliży je czytelnikowi, zachęci do polubienia ich i rozwinie je w sposób, który być może wymyka mu się spod kontroli. Któryś z pisarzy powiedział kiedyś, że bohaterowie żyją własnym życiem i często decydują same o swoim losie. Odnoszę wrażenie, że i w przypadku Kresa tak się dzieje, gdyż nic tu nie jest pewne, a postaci są krewkie, charakterne i czupurne.

To nie jest książka, którą można czytać osobno bez znajomości poprzednich tomów. Trzeba się przygotować i być na bieżąco, by pojąć pewne zależności i cieszyć się lekturą. Należy się wgryźć w tę historię i poznawać ją krok po kroku.

To potężna dawka fantastyki, która intryguje, potrafi rozwścieczyć i zaskoczyć, ale jest tak fascynująca i rześka, że trudno jej sobie odmówić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...