Przejdź do głównej zawartości

Julia Quinn – Oświadczyny/Bridgertonowie

 To kolejna odsłona dziewiętnastowiecznych perypetii dam i dżentelmenów należących do angielskiej society. Książka, na którą czekałam, ponieważ dotyczy najbardziej wyrazistej postaci, inteligentnej, pyskatej i krnąbrnej Eloise. Niestety, ta bohaterka, jak i pozostałe rozmyła się pod wpływem miłości, nie pozostawiając z dawnej Eloise ani krztyny naturalności, a liczyłam, że w tym przypadku będzie inaczej... cóż. Przynajmniej spędziłam czas na miłej i niezobowiązującej lekturze.



Jak to w przypadku Julii Quinn bywa, i tutaj pojawia się miłość, z tym, że przyszła para nie ma zamiaru bawić się w konwenanse, bierze sprawy w swoje ręce i pomimo kilku niedogodności, spotyka się, by sprawdzić, czy będą pasowali do siebie jako mąż i żona. Rzutka i niepokorna Eloise nie spodziewa się jednak, że jej wybranek – Phillip, okaże się dość mrukliwym towarzyszem, w dodatku z dwojgiem dzieci i bagażem dziwactw, które skrupulatnie w sobie pielęgnuje.

Odkąd wyjawiono autorkę popularnej wśród londyńskiego towarzystwa kroniki towarzyskiej  Lady Whistledown, historia straciła nieco swój urok. Autorka zbyt szybko pozbyła się odświeżającego, plotkarskiego wpływu na rozmowy przy herbatce i nie pozostawiła pola manewru w najnowszej części, co spowodowało, że miejscami powieść była mdła, jakby zabrakło w daniu pieprzu.

Poza tym, znana już rodzina Bridgertonów, wysokie poczucie odpowiedzialności za rodzinę, honor, szaleńcze oddanie współmałżonkom i miłość, która wspierana pożądaniem wydaje się nie słabnąć.

To nie jest stracony czas, to przyjemna, niewymagająca lektura na jeden wieczór i urocze tete a tete z bohaterami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn