Książki w dużej mierze służą nauce. Człowiek ma z nimi do czynienia od najmłodszych lat. Wtedy, kiedy poznaje kolory, literki, w końcu uczy się niewprawną jeszcze dłonią tworzyć pętelki na dwuliniowej kartce. Później przychodzi czas na lektury szkolne i w końcu na literaturę służącą w głównej mierze za rozrywkę. Nie zawsze jednak da się czytać jedynie trywialną literaturę (żeby była jasność, nie uważam tego za błąd), po to by poprawić sobie humor. Od czasu do czasu, dla zdrowia i jasności umysłu, należy sięgnąć po książkę, która zwróci uwagę na pewne rzeczy, wstrząśnie wszystkimi zmysłami i pozostanie w głowie na długo.
Toni Morrison i jej "Najbardziej niebieskie oko" to rzecz niemal wybitna. Przedstawia obraz młodej Amerykanki, która cierpi. Cierpi na brak akceptacji, na to, że żałuje, że nie urodziła się jako "biała" dziewczynka i nigdy nie będzie miała wymarzonych niebieskich oczu. Pecola Breedlove to uosobienie bólu, niezrozumienia i przemocy w całym swym spektrum.
Ta powieść, tak niezwykle ważna w XXI wieku, niesie ze sobą pakunek uniwersalnych nauk, które autorka punktuje w swojej książce krok po kroku. Nie oszczędza czytelnika, wodzi go za nos, przeprowadza po najtrudniejszych tematach, przemawia do samego środka duszy, trąca delikatne struny, pobudza empatię i potem targa tymi wszystkimi uczuciami jak wiatr chorągwią.
To bolesna, dramatyczna i silnie depresyjna powieść, która zmusza do myślenia, do wyciagnięcia wniosków, do przyjrzenia się własnej duszy, do tego, by móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie głośno: jestem dobrym człowiekiem. Tylko czy to jest prawdziwe, czy tylko z powierzchowne. Na to pytanie właśnie, Morrison stara się odpowiedzieć.
Mimo, że temat tej lektury to nie owinięta w całun z miodu radosna opowiastka, a raczej trudna, wielowarstwowa historia o cierpieniu i bezsilności, to polecam. Gorąco, z całego serca.
Komentarze
Prześlij komentarz