Przejdź do głównej zawartości

Toni Morrison – Najbardziej niebieskie oko

 Książki w dużej mierze służą nauce. Człowiek ma z nimi do czynienia od najmłodszych lat. Wtedy, kiedy poznaje kolory, literki, w końcu uczy się niewprawną jeszcze dłonią tworzyć pętelki na dwuliniowej kartce. Później przychodzi czas na lektury szkolne i w końcu na literaturę służącą w głównej mierze za rozrywkę. Nie zawsze jednak da się czytać jedynie trywialną literaturę (żeby była jasność, nie uważam tego za błąd), po to by poprawić sobie humor. Od czasu do czasu, dla zdrowia i jasności umysłu, należy sięgnąć po książkę, która zwróci uwagę na pewne rzeczy, wstrząśnie wszystkimi zmysłami i pozostanie w głowie na długo.



Toni Morrison i jej "Najbardziej niebieskie oko" to rzecz niemal wybitna. Przedstawia obraz młodej Amerykanki, która cierpi. Cierpi na brak akceptacji, na to, że żałuje, że nie urodziła się jako "biała" dziewczynka i nigdy nie będzie miała wymarzonych niebieskich oczu. Pecola Breedlove to uosobienie bólu, niezrozumienia i przemocy w całym swym spektrum.

Ta powieść, tak niezwykle ważna w XXI wieku, niesie ze sobą pakunek uniwersalnych nauk, które autorka punktuje w swojej książce krok po kroku. Nie oszczędza czytelnika, wodzi go za nos, przeprowadza po najtrudniejszych tematach, przemawia do samego środka duszy, trąca delikatne struny, pobudza empatię i potem targa tymi wszystkimi uczuciami jak wiatr chorągwią.

To bolesna, dramatyczna i silnie depresyjna powieść, która zmusza do myślenia, do wyciagnięcia wniosków, do przyjrzenia się własnej duszy, do tego, by móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie głośno: jestem dobrym człowiekiem. Tylko czy to jest prawdziwe, czy tylko z powierzchowne. Na to pytanie właśnie, Morrison stara się odpowiedzieć.

Mimo, że temat tej lektury to nie owinięta w całun z miodu radosna opowiastka, a raczej trudna, wielowarstwowa historia o cierpieniu i bezsilności, to polecam. Gorąco, z całego serca. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...