Przejdź do głównej zawartości

Kamil Piechura – Letarg

 Trudno jednoznacznie wypowiedzieć się o książce, która jest nierówna i pofałdowana niczym ludzki mózg. To, że taka jest, nie oznacza wcale, że nie jest godna uwagi, wprost przeciwnie, to solidny kawał dobrej literatury, ale nie sposób nie porównywać jej do najważniejszego człowieczego organu, w którym potrafią dziać się rzeczy i dobre, i te na wskroś okrutne. Dziś słów kilka o debiutującym Kamilu Piechurze i jego "Letargu".



Jest to opowieść o bezgranicznej miłości rodzicielskiej i traumie związanej z utratą ukochanego dziecka. Nie jest to jednak typowe studium przypadku, a kapitalnie rozpisany thriller, który autor gładko owinął wokół szaleństwa głównego bohatera.

Fajny, oryginalny pomysł, który z powodzeniem zastosował Kamil Piechura w swojej książce, zaowocował pełną niepokoju i strachu historią, która potrafi przyssać się do czytelnika niczym niewidzialne macki, zamknąć go w swego rodzaju kokonie i trzymać w napięciu do ostatniej strony. 

Autor operuje tu kapitalnym doborem słów. Język, którym się posługuje jest jak powiew świeżości w literaturze tego typu. Lekki, czupurny i zaczepny. Język, żyjący własnym życiem i ilustrujący wspaniale każdą scenę tej powieści. Potrafi urzekać i niemal pachnieć domowym zaciszem i sielanką rodzinną, w odpowiednich momentach przyprawiać o porywy serca, ale w kulminacyjnych punktach zafundować solidną dawkę strachu i niepewności, a nawet przerazić. To oraz dokładnie rozpisane postaci, które dźwigają ze sobą bagaż życiowych doświadczeń, powoduje, że opowieść jest niemal namacalna i żyje własnym życiem.

Na początku pisałam, że historia jest nierówna, ale nie chodzi tu o luki czy braki w fabule lub co gorsza niejednorodny rytm. Oznacza to dla mnie formę, w jakiej autor przedstawił swoją historię. Poplątał ją w sobie tylko znanym kierunku, po to, by zwieźć czujne czytelnicze oko i zaskoczyć je czymś nowym, orzeźwiającym, choć wcale nie najłatwiejszym w odbiorze.

Ta książka spowoduje, że zaczniecie się zastanawiać, co by było gdyby i czy Wasz umysł byłby w stanie poradzić sobie z traumą, z którą przyszło się zmierzyć głównemu bohaterowi. Serdecznie polecam!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn