Przejdź do głównej zawartości

Kamila Szczubełek – Magia wyklęta

 Ach, jak miło i przyjemnie jest, kiedy można skierować myśli poza doczesność i zakpić z otaczającej rzeczywistości, nie zwracając na nią uwagi. Pomogła w tym Kamila Szczubełek, z rozmachem kontynuując cykl "Demony Welesa" i doświadczając swoich bohaterów z elegancją i polotem. Pora wrócić do rzeczywistości, ale zanim to nastąpi, słów kilka o pewnej przepowiedni...



W drugiej części przygód dość specyficznej grupy przyjaciół, dominuje podział na rozdziały, traktujące osobno o każdej postaci i jej punktu widzenia na to co dzieje się wokół. Jednak, dużo na tym stracił ulubiony przez czytelników wąpierz Elgan, który tutaj jedynie zaznaczał swoją obecność, ale wokół jego charyzmatycznej osobowości nie kręciła się fabuła.

Trochę obawiałam się tzw. klątwy tomu drugiego, który w powieściach fantastycznych, zwykle jest słabszy i stanowi niejako wypełnienie całego cyklu. Tutaj jednak tego nie było. Zadbała o to autorka i zastosowała w powieści kilka solidnych plot twistów, które zaskakiwały i dawały do myślenia, że prawdopodobnie za chwilę wydarzy się coś jeszcze, po czym już na pewno wyskoczę z kapci.

Cieszy mnie też, że Kamila Szczubełek potraktowała ten tom poważniej. Porusza tu bowiem tematy ważkie i niezwykle trudne i stawia swoich bohaterów w takim miejscu, na którym mnie trudno byłoby dokonać wyboru. I to właśnie pociągało mnie najbardziej. Możliwość obcowania z bohaterami, ich myślami i nieoceniania wyborów, których dokonywali.

Wszystko się tu zgadza. Nieco patetyczne i przerażające słowiańskie stwory mają tu inny charakter. Często są prześmiewcze, zabawne, ale bywają też podłe i przebiegłe, bardzo przywiązane do miejsc, do których przynależą. Do tego garść świetnych dialogów i celnych ripost, nieco czarów i szeptów oraz przednia znajomość w zastosowaniu ziół wszelkiej maści i mamy historię, od której naprawdę trudno się oderwać.

Dajcie się więc porwać w fascynująca podróż, ale najpierw poznajcie bohaterów tej pysznej i arcyciekawej historii. Niech Wam umili czas i pochłonie tak bardzo jak mnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn