Przejdź do głównej zawartości

Weronika Tomala – Cały jestem twój

 Książka na raz, na krótkie tete a tete z romantyczną historią, po to by odprężyć się i zapomnieć o problemach codzienności? Bardzo proszę! Oto romans do kawki lub w ramach wieczornego relaksu.



Jest to opowieść o albinosce, która w przeszłości została porzucona przez swoich rodziców. Dziewczyna niesie na swoich plecach ciężar wyszydzania przez innych, braku pewności siebie i zahukania. Ale nade wszystko kocha konie i to właśnie z nimi wiąże swoją przyszłość. Zatrudnia się więc jako stajenna u szalenie przystojnego właściciela ziemskiego. Szybko okazuje się, że szefa i jego podwładną zaczyna łączyć nie tylko miłość do koni.

To taka urocza książka o miłości, z niewielkim wątkiem kryminalnym w tle. Fajnie rozpisany romans, z całkiem dobrą chemią pomiędzy bohaterami. Dobrze przygotowany wątek o koniach i całkiem zmyślna opowieść, ale niestety pełna potknięć i niedociagnięć, które być może zostaną wyjaśnione w kolejnej części, bo na nią się zanosi. Dużo tu było infantylnych i niczego nie wnoszących dialogów, dziwnych i zupełnie kuriozalnych zwrotów akcji zupełnie nie wynikających z fabuły oraz zachowań bohaterów kompletnie nieadekwatnych do sytuacji. Mimo tego jednak, nie sposób jest się oderwać od lektury. Czyta się ją błyskawicznie i sprawnie.

Poprzednia książka autorki była zdecydowanie lepsza, bardziej mięsista i dopracowana. W porównaniu do "Włoskiej miłości"  ta jest nierówna i dość chaotyczna, a szkoda, bo autorka już dowiodła, że umie pisać ładnie i z klasą. Mam jednak nadzieję, że będzie to jedynie chwilowe zachwianie i kolejny tom będzie zupełnie inny. I tego życzę i Wam i sobie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn