Przejdź do głównej zawartości

Shelby Mahurin – Bogowie i potwory

 To, co martwi książkoholika, to niekoniecznie dynamiczny drugi tom cyklu, który nuży i powoduje, że zachwyt po przeczytaniu pierwszego tomu, więdnie niczym roślina bez wody. Powstaje wtedy (często uzasadniona) obawa, że autor rozminie się z pierwotnym przeznaczeniem i zamorduje fabułę, niekoniecznie celowo. Tym razem jednak, kamień z serca spadł mi już po kilku rozdziałach, bo właśnie wtedy zyskałam pewność, że Shelby Mahurin odrobiła lekcje i serię zakończy z przytupem.



Powracamy więc do przygód krnąbrnej i pyskatej Lou, jej męża Reida oraz przyjaciół: Coco, Celii, Bou i innych. Tym razem jednak, ich walka będzie się toczyła wielotorowo i w różnych destynacjach, ale koniec końców zaprowadzi ich do miejsca przeznaczenia. I to nie tylko tego bitewnego, gdzie odbędzie się walka na śmierć i życie, ale też do tego uczuciowego, który z częstotliwością przetacza się przez powieść.

Ach, jakaż to była przyjemność obserwować potyczki znanych już dobrze bohaterów, ich upadki i wzloty, oszustwa, mające na celu dobro innych i poświęcenia, które mimo olbrzymich strat, dawały też mnóstwo zysku. Rzutka, wartka akcja i wciąż zaskakujące sceny, to wykładnik tej powieści. Sceny migały szybciej niż perony w czasie jazdy Pendolino, a to, jak reagowali bohaterowie na kolejne kłody rzucane im pod nogi, to po prostu wymarzone i wytęsknione reakcje, nieczęste w tego rodzaju historiach. 

Postaci  barwne, wielowymiarowe i rzutkie, są ozdobą opowieści utkanej przez Mahurin. Zachwycają pomysłowością, przyciągają uwagę, wzbudzają sympatię i swoimi zachowaniami proszą o doping  a ten im się należy. 

Uniwersum Mahurin jest dopracowane w każdym szczególe. Płynnie przenosi akcję z lądu do wody lub do dusznych ścian zamczyska czy zimnych i wilgotnych lochów. Wszystko opisuje z gracją i niebywałą wyobraźnią, przepysznie maluje słowem i zaskakuje wyjątkowością miejsc. 

Polecam! To tak cudowny i przepełniony zwrotami akcji tom, że trudno się od niego odkleić. Zachęcam do sięgnięcia po serię. Zatraćcie się w świecie magii, czarownic i... miłości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn