Przejdź do głównej zawartości

Antti Tuomainen – Mała Syberia

 Czasem, sięgając po książkę, nie mam żadnych oczekiwań. I potem zdarza się tak, że lektura jest na tyle zaskakująca, przewrotna i inteligentnie dowcipna, że pochłania się ją z wciąż rosnącą przyjemnością. W przypadku Małej Syberii właśnie tak było, a radość po skończonej lekturze utrzymuje się zdecydowanie długo.



Senna wieś pośrodku niczego, a tak naprawdę niedaleko granicy fińsko-rosyjskiej, w której wszyscy o wszystkich wiedzą, życie toczy się z wolna, a wydarzeń, które mogłyby wstrząsnąć rozleniwioną społecznością jest niewiele, a właściwie wcale. Do czasu jednak, kiedy w ich ziemię a właściwie auto, uderza meteoryt i chęć zysku (nie bagatela miliona Euro) rozgrzewa do czerwoności mieszkańców, a plan uszczknięcia dla siebie choć odrobiny z tego zysku przysparza wszystkim kłopotów. Miejscowy pastor staje na straży tajemniczego zrzutu z kosmosu i to zapoczątkowuje szereg różnych zdarzeń.

Wszystko w tej książce do siebie pasowało. I wydawać by się mogło prosta historia, która wcale taka nie była. I buchająca czarnym humorem, i dziwnymi śmieszno-gorzkimi gagami fabuła, ale też mnogość przeróżnych, kolorowych postaci, a każda z nich jest totalnym indywiduum.

Autor kpi z ludzkich przywar, manewruje ich uczuciami, wrzuca w wir przeróżnych zdarzeń, które nakładają się na siebie, tworząc wyjątkowo zabawne sceny. Do tego mroźna, ciemna sceneria i od czasu do czasu groźne pomruki zła, czające się nieopodal. To wszystko tworzy tak niepotykany i odświeżający klimat, że lektura łatwo daje się wciągnąć w swoje sidła.

To taka książka poprawiająca humor. Niby z ukrytym przekazem, a jednak napisana lekko i z pomysłem. W dodatku akcja jest płynna, pędzi i nie pozwala na nudę. Tak książka będzie dobrym, jesiennym wyborem.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn