Przejdź do głównej zawartości

Natalia Fiedorczuk – Porodzina

 Panuje przekonanie (słuszne zresztą), że w małych społecznościach mieszkańcy mnóstwo o sobie wiedzą, a małomiasteczkowe skandale czy nie do końca udane pożycie rodzinne jest tajemnicą poliszynela i wcześniej czy później ludzie szepczą między sobą, rozsiewając plotki mniej lub bardziej zbliżone do rzeczywistości. To prawda, ale w dusznej i niemal klaustrofobicznej mieścinie, kiszącej się we własnym sosie, łatwo ukryć rzeczy przerażające, mydląc oczy współmieszkańcom, budując wokół siebie coś na kształt idealnej fasady, pięknej skorupy, która wewnątrz kryje zgniliznę, deprawację i degrengoladę. 



Czteroosobowa rodzina, uchodząca za wzór cnót wszelakich, godna naśladowania i darzona szacunkiem w mieście, nagle znika. Nic nie wskazuje na to, by w domu doszło do straszliwych wydarzeń. Wszystko jest czyste jak zwykle, idealnie poukładane i nigdzie nie można znaleźć choć pyłku świadczącego o nieporządku. Krystian Gruszecki, policjant, który przez przypadek słyszy o zaginięciu rodziny, postanawia jednak drążyć temat i rozwikłać zagadkę tajemniczego zniknięcia.

Natalia Fiedorczuk na kanwie skomplikowanej historii rodziny, utkała kryminał, który być może nie przeraża opisami pełnymi krwi i drastycznych scen, ale tym, co w czasie lektury podsuwa wyobraźnia. Autorka bowiem skupiła się na charakterach, psychicznych zaburzeniach swoich bohaterów oraz tym, co jawi się w głowie człowieka taplającego się z rozkoszą w przemocy, ale też opowiada o jego ofiarach i destrukcyjnych zmianach, do których dochodzi w ich organizmie.

Bez pardonu rozprawia się z wszechobecną znieczulicą, ale też kpi z ludzkiej nadgorliwości i stygmatyzowania innych. Niby prowadzi fabułę kryminalną, a jednak poucza, drwi i wskazuje ludzkie przywary, z którymi bardzo nam – ludziom – nie do twarzy.

To szalenie inteligentna powieść, zachwycająca gładkim stylem i celnymi uwagami, przetykana gdzieniegdzie humorem, który dodaje trochę temu dusznemu klimatowi lekkości. To wyjątkowo intensywna i barwna powieść o ludziach i złu czającym się wewnątrz ich zmaltretowanych psychicznie mózgów.

Nigdy nie wiadomo, co tak naprawdę dzieje się za zamkniętymi drzwiami domów.

Polecam wszystkim bez wyjątku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn