Moja ulubiona ostatnio detektywka D.D. Warren powraca w kolejnej sprawie. I choć z cyklami bywa różnie, bo raz tomy są gorsze, a raz lepsze, to Lisa Gardner dba o to, by cały czas trzymać poziom. Można by pomyśleć, że jest to niemożliwe, ale osoba, która tak pomyślała, z pewnością nie czytała książek tej amerykańskiej pisarki.
D.D. Warren powinna siedzieć za biurkiem i odbębniać papierkową robotę, żeby dojść do siebie po ostatnich wydarzeniach. Niestety, jej poczucie dążenia do prawdy, ciekawość i pracoholizm rzucają ją w wir kolejnej sprawy, która wcale nie jest łatwiejsza od poprzedniej. Ba, jest jeszcze bardziej złożona i psychologicznie poplątana.
To, co zachwyca w thrillerach Gardner to wielowątkowość i mnogość różnych charakterologicznie postaci, które zamiast siania chaosu, wprowadzają czytelnika w sprawę i swoimi zachowaniami ilustrują ciąg kolejnych zdarzeń.
W ósmym już tomie przygód detektywki, autorka podejmuje kolejny trudny temat i wychodzi z tego pojedynku zwycięsko. Opowiada o syndromie sztokholmskim i przeprowadza przez jego kolejne etapy: począwszy od buntu i próbie walki, skończywszy na rezygnacji i popadnięciu w stan otępienia.
Autorka posiada niebywałą lekkość w budowaniu napięcia. Zręcznie nim lawiruje, nie pozwala czytelnikowi odetchnąć i napina tę cięciwę do granic możliwości, dzięki czemu trudno jest odłożyć książkę. A potrzeba czytania jest tak silna, że kolejne strony uciekają w mgnieniu oka i historia kończy się szybciej niż założyliśmy.
Jeśli ktoś zna twórczość autorki, to namawiać do czytania nie muszę. Jeśli jednak nigdy nie miał przyjemności, to serdecznie polecam! Można zacząć czytać od początku i powoli poznawać bohaterów, ale można też zacząć w dowolnym momencie.
Komentarze
Prześlij komentarz