Przejdź do głównej zawartości

Carolina de Robertis – Bogowie tanga

 Tango jest pełne ekspresji, żaru, namiętności, obietnicy – jak kobieta. A o kobietach właśnie, przepięknie opowiada Carolina de Robertis, której nieobce są gorące uczucia i muzyka, odgrywająca w jej powieściach szalenie ważną rolę.



Tym razem autorka umieszcza historię na początku XX wieku. Młodziutka dziewczyna, która usiłuje wyrwać się z niewielkiej włoskiej wioski, w której czuje się przytłoczona i stłamszona, decyduje się na ślub z Argentyńczykiem, po to by przeżyć coś więcej, niż ma do zaoferowania jej ojczyzna. Płynie więc do Buenos Aires, ale na miejscu okazuje się, że jej mąż nie żyje, a jedyny majątek którym dysponuje to niewielka kwota i skrzypce. Dziewczyna nie chce wracać do Włoch, dlatego przyjmuje się jako szwaczka, a potem decyduje się na grę na skrzypcach w nocnych klubach. A to dopiero początek jej barwnego życia.

Książki de Robertis sprawiają mi zawsze olbrzymią przyjemność. Napisane są z rozmachem i zaangażowaniem, wychwalają kobiecość ponad wszystko, jednocześnie unikając patosu czy zbędnego gloryfikowania. Ta niezwykła umiejętność i plastyczność opowiadania, daje czytelnikowi poczucie opieki i zachwyca elegancją. Autorka wiąże nici poszczególnych bohaterów ze sobą i czyta w nich jak w otwartej księdze.

Ta powieść rozbrzmiewa tańcem, pulsuje rozgrzanym do czerwoności pożądaniem i buzuje seksualnością, którą bohaterka odkrywa krok po kroku, zaznajamia się z nią, bada jej granice i w końcu zatraca się w niej jak w muzyce. Rozkosznie i bezgranicznie.

Samo to, że akcja dzieje się w kolorowym Buenos Aires, równie ciekawym i wyzwolonym, co niebezpiecznym i brutalnym, powoduje, że opowieść nabiera rumieńców, a bohaterowie są odważniejsi, mniej pruderyjni, wyzwoleni.

To cudowna, wielowarstwowa opowieść o dążeniu do celu, o odkrywaniu własnego ja i dążenia do szczęścia za wszelką cenę. Takich książek potrzebujemy!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn