Przejdź do głównej zawartości

Małgorzata Starosta – Cynamonowe gwiazdy

 Zarwałam noc i jej piekielną ciszę, którą to przerywałam od czasu do czasu chichraniem się jak norka brzmiąc rzecz jasna niczym kobyła chodząca po padoku. I te salwy niekontrolowanego śmiechu niosły się po uśpionej chałupie do momentu, kiedy przekroczyłam połowę książki. Wtedy zaczęło być poważniej, co nie znaczy, że gorzej.



Opowieść krąży wokół Dominiki Cynamon oraz jej bliskich. Kobieta rzuca znienawidzoną przez siebie pracę w korporacji i marzy o tym, by zostać pisarką. Niestety kurs, na który się zapisała jest wyjątkowo drogi. W sukurs w tej sprawie przychodzi jej matka, która wraca na łono rodziny i usiłuje odzyskać zaufane córki, a opłacenie wyjazdu ma być ku temu pierwszym krokiem. Tego całego ambarasu strzeże najkochańsza babcia na świecie, a radą i ramieniem do wypłakania służy przyjaciółka Joanna. W tym szalonym tyglu brakuje jedynie mężczyzny, ale i on w końcu się pojawia. Z tym, że to nie do końca zdecydowany egzemplarz.

Okazuje się, że można napisać powieść obyczajową z "jajem", wrzucać do fabuły smaczne kąski, oplatać nimi czytelnika i robić to w taki sposób, by nawet się nie zorientował, że oto przed nim garść naprawdę cennych informacji, które mogą wpłynąć na postrzeganie pewnych spraw.

Cudowne pyskówki, zabawne riposty, mnóstwo mięsistych dialogów to składowe tej powieści. Relacja pomiędzy bliskimi sobie ludźmi jest niemal namacalna, ale pozbawiona słodko pierdzących i przekoloryzowanych scen. Autorka pisze plastycznie i charakternie. Nie ma więc tu miejsca na niepotrzebne lub zapychające fabułę opisy, albo nużące i niczego nie wnoszące small talki. Tu gra wszystko i działa jak w dobrze naoliwionym zegarku.

A to, co było dla mnie najcenniejsze, to zerknięcie do wydawniczego światka, któremu daleko od romantycznych obrazów przedstawiających literatów obcujących z kulturą, tryskających elokwencją i wysublimowaniem. To też pstryczek w nos dla blogerów książkowych i wydawnictw nastawionych na jak największe zyski. 

Niechże Wam zagra ta pachnąca cynamonem opowieść. Przeczytacie ją szybko i z niemałą przyjemnością. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...