Romanse traktuję zwykle jako przerywnik od trudniejszych tematów. Jako chwilę wytchnienia i moje osobiste guilty pleasure. Potrzebna mi była teraz taka lektura i P.D. Hutton wstrzeliła się z nią idealnie. I mimo, że niemalże ją połknęłam, to jednak pozostawiła po sobie kilka wartościowych aspektów.
Jak to zwykle w romansach bywa, i tu mamy zestawienie słodkiej, acz ambitnej młodej kobiety i snobistycznego, robiącego karierę adwokata, którzy poznają się w momencie, kiedy dziewczyna wylewa zawartość swojego kubka na współtowarzysza podróży windą. I na tym sztampowość tej historii się kończy, bo mimo, iż miłość się pojawi, to jednak otoczka jej towarzysząca nada zupełnie inny ton.
Fajnie wymyśliła sobie tę historię autorka. Zbudowała postać inteligentnego i nieco sztywnego mecenasa Michaela, który bez pamięci zakochuje się w Jane, dziewczynie od prezentów. Wydawać by się mogło, że pełnienie roli elfki przez cały rok jest niemożliwe, a jednak ludzie korzystają z usług Jane i zachwalają jej umiejętności trafiania w sedno z prezentami. Wprawdzie Mike nie korzysta z jej pomocy, ale szybko zaczyna rozumieć na czym polega jej wyjątkowość.
Jane (w moim odczuciu) nosi twarz Emilii Clark z "Last Christmas", a jej zachowania to perypetie podobne do tych, które przeżywała Bridget Jones. To taki zabawny, acz uroczy miks bohaterek, dzięki któremu powstała dość oryginalna i nie mniej postrzelona postać Jane.
Serce w prezencie to kipiąca od bożonarodzeniowych świecidełek opowieść o czułości, przyjaźni, która jest zawsze dostępna i więzi rodzinnej, której nie może zniszczyć nawet śmierć. To też podróż po świątecznym Londynie, okraszona sporą dawką azjatyckich seriali i muzyki dźwięczącej zimowymi dzwoneczkami.
To bardzo przyjemny, niespieszny romans, absolutnie słodki i cudownie romantyczny. To taki prezent niespodzianka, który ukoi nerwy i pozwoli zebrać myśli.
Komentarze
Prześlij komentarz