Przejdź do głównej zawartości

Sally Green – Zła krew

 Zwykle od opowieści fantasy oczekuje się mnóstwa magicznych elementów, wielu opisów walk, wartkiej akcji i niespodziewanych zwrotów akcji. Niektórzy czytelnicy lubią też wątek romantyczny, który nieco rozjaśnia przyduszną fabułę. W książce Sally Green jest wszystkiego po trosze. Jednego mniej, drugiego więcej, ale powieść ta, idealnie wpisuje się w klimat, choć bywają niestety momenty nurzące. 



Nathan jest synem czarodziejów wywodzących się z dwóch walczących ze sobą frakcji. Chłopak trafia pod opiekę najbliższej rodziny, ale po ukończeniu dziesiątego roku życia, rok w rok musi stawiać się na komisji, która usiłuje przyporządkować go do którejś z grup. W końcu nastolatka przejmują jej członkowie i umieszczają u bezwzględnej i okrutnej trenerki, która ma go przygotować do ostatecznej misji. Chłopak jednak marzy, by ktoś w jego szesnaste urodziny przekazał mu trzy dary i krew, po to, by wreszcie stać się czarownikiem.

Ta powieść to naprawdę brutalna i krwawa porcja przeróżnych zdarzeń, które dotykają głównego bohatera. I choć książka uznawana jest za literaturę fantastyczną, to tak naprawdę na pierwszy plan nie wysuwa się wcale historia postaci, a morał i zwrócenie uwagi na bardzo ważne sprawy. 

I tu mamy poruszonych mnóstwo ważnych spraw. I podziały rasowe, i wyszydzanie inności, ale też brak prób akceptacji i usiłowanie zachowania tzw. czystości rasy, która jednoznacznie kojarzy się z faszyzmem. To bardzo ważne tematy, o których mówić i uświadamiać należy, i to właśnie na nich autorka się skupiła. Niestety nie wyważyła tego dobrze i przez to jedna część dominuje nad drugą.

Trudno jednoznacznie stwierdzić jaki był cel tej powieści. Czy to miał być jedynie wstęp do nowego uniwersum, który miał nieść ze sobą przesłanie, czy też fabuła miała być jedynie dodatkiem do moralizatorskiego i pouczającego tonu. Ja skłaniam się ku drugiej opcji, bo takie odnosiłam wrażenie.

Ilość traum zafundowanych głównemu bohaterowi, jest niewyobrażalna. Trudno momentami udźwignąć atmosferę strachu, bólu i wewnętrznego cierpienia i poszukiwania siebie. Tych przemyśleń i dywagacji jest tak dużo, że czasami czułam przesyt. 

Ta książka jest strasznie nierówna, niedopracowana. Brakuje jej połączenia bohaterów z fabułą (niestety często byli albo przerysowani albo płascy), brakuje celu, który gdzieś po drodze rozmył się w łzach Nathana, ale przede wszystkim nie ma tu (póki co) szans lub choćby nadziei na to, że będzie lepiej.

Cóż, być może drugi tom przyniesie więcej odpowiedzi, ponieważ po tej lekturze pozostaje mi jedynie użyć frazesu: wiem, że nic nie wiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego ...

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza...

Nalewki

O tym, że po kieliszeczku nalewki ciepło rozlewa się leniwie po organizmie i przyjemnie mrowi w palcach, wie każdy. O jej działaniu napotnym i terapeutycznym również. Ale, że drugiego dnia, po przekroczeniu limitu łeb waży tyle co czterdziestotonowa ciężarówka, to nie piszą nigdzie.  Łyczek rozgrzewającego trunku dla kurażu, kropelka nalewki do herbaty - potrafią zdziałać cuda. Już w przeszłości poważane matrony raczyły się słodkim cherry, zagryzając maślanymi ciasteczkami. Taką mieszankę zdecydowanie odradzam, ze względu na niekompatybilność wyżej wymienionych składników, których spożycie w nadmiarze może wywołać sensacje dwudziestego wieku w jelitach. No, chyba, że lubicie obcowanie z porcelanowym ludkiem, wtedy oczywiście, bardzo proszę, ale ja ostrzegałam. Na półkach sklepowych znajdziecie milion różnych smaków, ale domowe nalewki nie mają nic wspólnego z tymi komercyjnymi. Prawdziwa, zdrowotna nalewka śmierdzi, rozgrzewa i pali gardło jak garść chili, ale staw...