Przejdź do głównej zawartości

Beata Olejnik – Amulet

 Czasem chwytam jakąś książkę, zdarza mi się, że zasugeruję się okładką i wrzucę ją do określonego gatunku. Tak właśnie było w przypadku "Amuletu", który potraktowałam jako lekką powieść obyczajową. Podczas lektury zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że treść nie ma z nią nic wspólnego, i że tę historie należy potraktować jako baśń dla dorosłych, bo wyobraźnia autorki galopowała tak żwawo, że trudno się tu doszukiwać problemów życia codziennego.



Jest to historia dwojga młodych ludzi, którzy zakochują się w sobie do nieprzytomności, ale każde z nich niesie na plecach pewien bagaż życiowych porażek, z którym nie może sobie poradzić. Weronika jest samotna i opuszczona przez rodziców, którym zależy jedynie na pieniądzach i karierze, a Maks, to tak naprawdę chłopak pochodzący z indiańskiej wioski, uprowadzony z niej jako dziecko, człowiek tęskniący za rodziną i pełen nadziei na powrót do korzeni.

Ta powieść zawiera w sobie mnóstwo elementów niewiarygodnych i oderwanych od świata rzeczywistego. Są tu miejsca na tajemnicze połączenia dwojga ludzi, na magię, na indiańskie wioski pełne wierzeń tej grupy etnicznej, ale też na dziwne i trudne do zrozumienia reakcje ludzi, których łączą więzy rodzinne.

Czasem wydawało mi się, że treść jest przeładowana informacjami i dość kuriozalnymi zachowaniami bohaterów. I choć autorka wyjaśniała je potem w taki czy inny sposób, to jednak zgrzytało mi tu niemożebnie. To samo dotyczy dialogów, które dla mnie jako czytelniczki są bardzo ważne. Niestety kulały tu bardzo i nie ilustrowały kolejnych scen, a jedynie zapełniały sztucznie fabułę.

Dlatego też postanowiłam potraktować tę historię jako baśń. Snującą się niczym mgła i raz gęstszą od emocji, a raz klarowniejszą. To powieść dla romantycznych dusz, które lubią historie nieprawdopodobnej miłości, ale nie spodziewających się happy endu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Bajka o królowej Róży

Całkiem niedaleko, bo tuż za brzozwym lasem, stał biały domek pokryty starą cementową dachówką, którą tu i ówdzie pokrywał mech. Pomalowane na zielono okiennice lśniły w słońcu, a wielkie, otwarte na oścież drzwi zachęcały do odwiedzin. W domku mieszkał ogrodnik Szkuta, którego największą miłością było hodowanie kwiatów. Jak nikt inny znał wszystkie rośliny znajdujące się w ogrodzie, dbał o nie, pielęgnował i pomagał rosnąć. Jego największą tajemnicą było to, że potrafił porozumiewać się ze swoimi kwiatami. To właśnie one mówiły mu gdzie najlepiej je posadzić, w którym miejscu ziemia jest odpowiednio żyzna, a w którym miejscu wyleguje się rudy kocur Stefek i lepiej byłoby to miejsce omijać. Szkuta kochał swój ogród, ale brakowało mu rośliny, z której byłby dumny i mógłby chwalić się nią wśród znajomych. Pragnął takiej rośliny, która królowałaby w jego ogrodzie, dlatego w pierwszy piątek czerwca wybrał się na wielki targ rolniczy z zamiarem zakupienia sadzonek. Jego

Bajka o wrocławskich krasnalach

Baju, baju, bajka... Wszystkie dzieci wiedzą o tym, że krasnoludki to małe dzieln e skrzat y , które pracują w nocy i pomagają ludziom. Ale czy wiecie, że jest miasto, w którym krasnale żyją i mają się dobrze? Nie? No to spieszę z pomocą. Otóż krasnale mieszkają we Wrocławiu, pięknym mieście położonym na Dolnym Śląsku. Mieszka tam pewien mały chłopiec, który przeżył niezwykłą przygodę. Mam 10 lat i na imię mi Cyryl. Mieszkam z mamą w dzielnicy Psie Pole we Wrocławiu, w starych koszarach wojskowych. Mój tato był porucznikiem w wojsku, ale zginął na misji i zostaliśmy z mamą we dwoje. Mam rude włosy i piegowaty nos. Nie przeszkadza mi to jednak, bo mama mówi, że dzięki temu jestem wyjątkowy. Chodzę do szkoły na naszym osiedlu i mam wielu przyjaciół. W naszym bloku mieszkają ludzie, którym często pomagam. Czasem pomagam sąsiadce z dołu, wyprowadzam psa pana Kazimierza lub przytrzymuję ciężkie drzwi od klatki, żeby Pani Krysia mogła swobodnie wejść wraz ze swoimi rozkrzycza

O sercu, żółci i kiju w dupie

Od niemal dziesięciu lat moja najukochańsza babcia żyje ze stymulatorem serca, który pilnuje prawidłowego rytmu serca i nie pozwala mu na leniuchowanie. Dzięki temu urządzeniu najbardziej pomysłowa kobieta na świecie, czort wcielony i anioł w jednym, żyje i ma się dobrze. I niech tak będzie! Kontrole takich stymulatorów odbywają się raz do roku i od siedmiu lat mam przyjemność jeździć z babcią do poznańskiej kliniki po to by sprawdzić czy wszystko w porządku. Od wielu lat nic się tam nie zmieniło. Kolejki oczekujących na badanie, zaduch, smutek i strach przed tym co powie lekarz, bo jak mówi babcia, jak pompa w organizmie siądzie to już dupa blada. Żeby uniknąć zmęczenia , koszmarnych kolejek i wszechogarniającej rozpaczy, zdecydowałyśmy się na kontrole prywatne. Ludzi jest zdecydowanie mniej, ale zawsze znajdzie się ktoś z kim można pogawędzić, a babcia to uwielbia. Bardzo często, ku mojej uciesze chwali i podtrzymuje na duchu starszych od siebie pacjentów mówiąc, że świetn