Czasem chwytam jakąś książkę, zdarza mi się, że zasugeruję się okładką i wrzucę ją do określonego gatunku. Tak właśnie było w przypadku "Amuletu", który potraktowałam jako lekką powieść obyczajową. Podczas lektury zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że treść nie ma z nią nic wspólnego, i że tę historie należy potraktować jako baśń dla dorosłych, bo wyobraźnia autorki galopowała tak żwawo, że trudno się tu doszukiwać problemów życia codziennego.
Jest to historia dwojga młodych ludzi, którzy zakochują się w sobie do nieprzytomności, ale każde z nich niesie na plecach pewien bagaż życiowych porażek, z którym nie może sobie poradzić. Weronika jest samotna i opuszczona przez rodziców, którym zależy jedynie na pieniądzach i karierze, a Maks, to tak naprawdę chłopak pochodzący z indiańskiej wioski, uprowadzony z niej jako dziecko, człowiek tęskniący za rodziną i pełen nadziei na powrót do korzeni.
Ta powieść zawiera w sobie mnóstwo elementów niewiarygodnych i oderwanych od świata rzeczywistego. Są tu miejsca na tajemnicze połączenia dwojga ludzi, na magię, na indiańskie wioski pełne wierzeń tej grupy etnicznej, ale też na dziwne i trudne do zrozumienia reakcje ludzi, których łączą więzy rodzinne.
Czasem wydawało mi się, że treść jest przeładowana informacjami i dość kuriozalnymi zachowaniami bohaterów. I choć autorka wyjaśniała je potem w taki czy inny sposób, to jednak zgrzytało mi tu niemożebnie. To samo dotyczy dialogów, które dla mnie jako czytelniczki są bardzo ważne. Niestety kulały tu bardzo i nie ilustrowały kolejnych scen, a jedynie zapełniały sztucznie fabułę.
Dlatego też postanowiłam potraktować tę historię jako baśń. Snującą się niczym mgła i raz gęstszą od emocji, a raz klarowniejszą. To powieść dla romantycznych dusz, które lubią historie nieprawdopodobnej miłości, ale nie spodziewających się happy endu.
Komentarze
Prześlij komentarz